poniedziałek, 20 listopada 2017

Rozdział 8. (20.11.2017r.)

Hermiona odwróciła się zaskoczona, słysząc ciche postukiwanie butów mężczyzny, niebezpiecznie się do niej zbliżające. Po chwili namysłu podniosła głowę i na moment zawiesiła wzrok na twarzy Snape'a, chcąc upewnić się, że to na pewno on. Odetchnęła z ulgą, gdy ziemista twarz, której widok przez ostatnie sześć lat wzbudzał w niej wiele mieszanych, często nawet sprzecznych ze sobą emocji, naprawdę tam była. Jak zwykle niewyrażająca żadnych emocji, a mimo to zdołała zauważyć, że pełna bólu, cierpienia i rozpaczy. I nie wiedzieć z jakiego powodu, nagle poczuła dla niego... listość. Bo było w jego spojrzeniu coś, co pozwalało jej zrozumieć, że Snape też był człowiekiem. Normalnie zaśmiałaby się na głos za tak durne stwierdzenie, jednak nie teraz, nie przy nim. Ale przez lata wszyscy uważali tego nietoperzowatego nauczyciela za drania, jakich mało, do tego mordercę, a ci, którzy wiedzieli co nie co o jego przeszłości, także za potwora.
    Ale byli też tacy, którzy uważali go za genialnego człowieka. Na moment starali się zapomnieć o jego kąśliwych uwagach i docinkach i zauważali jego geniusz i precyzję. Pasję, z jaką wykonywał każdy eliksir. Do takich właśnie osób należała Hermiona Granger.
    — Czas na walkę – oznajmił krótko, od razu odwracając się do niej tyłem i odchodząc na pewną odległość.
    Dziewczyna, lekko otumaniona bezczynnym wpatrywaniem w niekończącą się dal, wstała, przytrzymując się skalnej ściany. Powędrowała śladami nauczyciela i w międzyczasie schowała różdżkę do rękawa prawej dłoni, by w razie potrzeby móc ją szybko wysunąć. Severus przyjrzał się swojej przeciwniczce, po czym ukłonił się lekko, tak, jak uczył ją podczas drugiego roku nauki.
    Nastąpiło pierwsze uderzenie ze strony mężczyzny. Początkowo starali się nie uderzać zbyt mocno z dwóch względów – zwyczajnie nie chcieli siebie nawzajem uszkodzić. Drugim był zwyczajny brak poczucia komfortu. On był nauczycielem, a ona uczennicą i oboje nigdy nie wyobrażali sobie siebie w takiej sytuacji. Nie sądzili, że kiedykolwiek przyjdzie im się dotknąć. Mimo to wreszcie stwierdzili, nie mówiąc na głos rzeczywistych powodów, że nie mogą tylko udawać. Jeśli przez półtora tygodnia dziewczyna miała nauczyć się bronić w razie, gdyby nie mogła korzystać z magii, w co oboje nie wierzyli, że uda jej się dokonać, nie mogła jedynie pogrywać. Musiała czerpać tak intensywne lekcje, na jakie tylko pozwalał jej jej własny organizm.
    Severus prawidłowo unieszkodliwił jej prawą dłoń, nieco zaskoczony zamaszystym ruchem, którego kompletnie się nie spodziewał. Lekko uderzył w jej plecy, chcąc pokazać, co by zrobił na jego miejscu inny mężczyzna, gdyby chciał ją skrzywdzić. Pisnęła niemo, gdy zbyt mocno wykręcił jej dłoń, ale on wcale nie miał zamiaru jej puścić. Jego zadaniem było wiedzieć, jak zachowa się w sytuacji kryzysowej i nauczyć ją poprawnych odruchów i reakcji. Kopnęła do tyłu, ślepo celując. Boleśnie uderzyła w jego kolano, później piszczel, ale nie puszczał jej nawet wtedy, gdy jej noga znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Żaden napastnik nie puściłby jej tak łatwo.
    Hermiona, przypominając sobie to, co zauważyła na jakimś amerykańskim filmie, postanowiła przerzucić Snap'a przez swoje plecy, by ten wylądował na ziemię. Naprawdę nie wierzyła w powodzenie tego czynu i z oczami jak galeony rzuciła wzrokiem na leżącego w tumanie kurzu profesora. Nie pozostając jej dłużnym, chwycił jej kostki. Runęła obok niego jak długa, czując ten sam okropny ból pleców, co on. Złączyli się w szamotaninie. Hermionie widoczność przysłaniały czarne szaty Severusa opadające jej na twarz. Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się zbyt blisko urwiska. W momencie, gdy teren podłoża spod pleców dziewczyny zakończył się, przez siłę grawitacji została drastycznie wyrwana z ciasnych objęć Severusa i jego pięści zaciśniętych na jej ubraniu.
    Zdawało jej się, że jej ciało właśnie roztrzaskało się o skały, kiedy ciśnienie w jej płucach w przeciągu sekundy zmieniło się. Widziała tylko skrawki otoczenia poprzez spowite czarną mgłą obrazy przesyłane przez oczu do mózgu. Łapczywie próbowała nabrać powietrza do zamkniętych płuc, chorobliwie starała się chwycić różdżkę wypadającą z rękawa, by rzucić czar.
    Mało brakowało, by Snape spadł razem z nią. Stabiluzując swoja wychyloną pozycję, drżącymi ze strachu rękoma wycelował różdżkę w jej stronę i rzucił na nią zwykłe Wingardium Leviosa, które jako pierwsze przyszło mu do głowy. Nadal trzymając różdżkę, opuścił głowę na skałę, czując, jak serce uderza mu w piersi chyba sto razy szybciej niż powinno.
    Hermiona poderwała się do góry, z początku nie wiedząc, że to zasługa Snape'a. Powoli unosząc się do góry, podniosła głowę i spojrzała na odzianą w czerń postać wyglądającą na nią z jaskini. Odetchnęła z ulgą, widząc jego przerażoną twarz. Gdy była już na odpowiedniej wysokości, wciągnął ją do jaskini i ułożył na ziemi, jednocześnie zdejmując czar.
    — Moj boże – wychrypiała, opierając głowę o skalną ścianę. Oddychanie nadal przychodziło jej z trudem, a nie pomagały w tym płuca, w których miała wrażenie, że znajduje się ciężki kamień.
    Severus opadł obok niej, ciężko dysząc. Szybko stwierdził, że jest już chyba za stary na takie atrakcje. Wystarczyłby ułamek sekundy, by mógł oglądać roztrzaskane ciało dziewczyny.
    — Dziękuję – wyszeptała pomiędzy długimi oddechami.
    Snape spojrzał na nią niemało zaskoczony. Ale gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, posłała mu nieco niemrawy uśmiech.
    To był koniec treningów jak na ten dzień. Zgodnie doszli do wniosku, że choć wiele nie zrobili, muszą odpocząć.
    — Wnioski z dzisiejszego lekcji? – zapytał, siadając wieczorem przy kuchennym stole.
    — Czasem tylko śmierć może nas uratować? – odpowiedziała Hermiona pytaniem, nie mając siły na myślenie.
    Snape zaśmiał się. O bogowie, on naprawdę się zaśmiał! Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, po czym na jej usta wpłynął uśmiech. To było dziwne, widzieć Mistrza Eliksirów w takim stanie, jednak to było też... fascynujące. Na swój sposób.
    Jednak od razu po tym wrócił do swojego normalnego tonu i dodał:
    — Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
    Lekko wzdrygnęła się na jego słowa. Nie rozumiała do kogo lub czego miały się odnosić, ale wiedziała, że będą stanowiły ważną rolę. Severus Snape nigdy nie mówił pustych słów.
    Zanim się obejrzeli, zapadła noc. Przez ten czas nie zamienili już ani słowa, co dodatkowo wywoływało w Hermionie poczucie dyskomfortu. W momencie, w którym Snape uratował jej życie, zrozumiała, że gdyby naprawdę był tak złym człowiekiem, jakim go malują, nie pomógłby jej. Dlatego leżała teraz, natarczywie wpatrzona w sufit. Nie chciała tej nocy wdzierać się do umysłu Pottera, on przecież też musiał odpoczywać. Choć nie miał pojęcia o jej obecności w nim, to było nieprzyjemne, oglądać tajemnice przyjaciela, których normalnie nie chciałby zdradzić. Nie chciała tego robić, ale przez takie podglądanie nie raz odnalazła wskazówkę. Dlatego było to nieuniknione. Nie chciała też spać. Bała się, że po raz kolejny nawiedzą ją koszmary o bitwie, jaka miała nadejść. Zwykle o tym nie myślała, bo Dumbledore zapewniał jej jako taką ochronę, jednak kiedy ten zginął, a Voldemort przejął kontrolę nad światem magii, obawiała się, że zginą również jej przyjaciele.
    I ucieszyła się, że zrezygnowała ze snu, gdy dzięki wyczulonemu słuchowi usłyszała kroki powoli zbliżające się do miejsca, w którym się znajdowała. Oszacowała, że osoba może się znajdować blisko wejścia do jaskini, czyli może jakieś dwadzieścia metrów od niej. Pamiętała też o zaklęciach zabezpieczających ten teren i o tym, jak dzięki takim właśnie zaklęciom udało jej się ukryć z Harry'm i Ronem podczas wakacji. Ale nawet mimo to postanowiła zaalarmować Snape'a. Odsłaniając czarną kotarę, w miarę możliwości cicho przebiegła do łóżka mężczyzny i ostrożnie potrząsnęła jego ramieniem. Ten zbudził się w mniej niż sekundę i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
    — Panie profesorze – zaczęła, szukając odpowiednich słów. Tak się trzęsła, że miała problem nawet z mówieniem. — Ktoś tu chyba jest.
    Snape zerwał się w jednej chwili, nie robiąc przy tym prawie żadnego hałasu. Uniósł szybko różdżkę, jakby miał ją przygotowaną na właśnie taki wypadek. Chwytajac lekko rozkojarzoną, ale nadal myślącą Hermionę za nadgarstek, pospiesznym krokiem opuścił namiot. Na zewnątrz stanęli obok siebie przyglądając się postaci powolnie kroczącej w ich stronę. To na pewno nie był mugol. Wyciągnięta różdżka, gotowa do ataku, to chyba dowód nie do obalenia.
    Severus odwrócił się w stronę dziewczyny i palcem wskazującym na ustach nakazał jej zachować ciszę. Sam odwrócił się w stronę namiotu, z którego chwilę wcześniej wyszli i jednym machnięciem różdżki złożył go i ponownie schował do ozdobnego pudełeczka. Hermiona w tym czasie rzucała przed siebie zaklęcia ochronne, w razie gdyby te poprzednie przestały działać. Ręce jej drżały, ale starała się zachować wewnętrzny spokój. To musiało być podstawą jej działań. Bez tego zaklęcia mogłyby wyjść... no cóż, źle.
    Severus podszedł do niej, nie odzywając się. Na moment zawiesił wzrok na postaci kroczącej w półmroku w ich stronę, po czym wysunął lewą dłoń w jej stronę i lekko skinął głową, jakby pytając ją o zgodę. Ona jedynie zacisnęła dłoń na jego dłoni i zamknęła oczy.

2 komentarze:

  1. Rozdział super! Czekam na kolejny. Cieszę się, że wrociłaś :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło słyszeć, że ktoś tu jeszcze zagląda :) Dzięki!

      Usuń

Theme by MIA