Mimo zapewnienia Severusa Snape'a, że może spokojnie spać, Hermiona nie była w stanie zmrużyć oka. W namiocie było względnie ciepło, ale jej ciało marzło, bo ona sama tak bardzo się denerwowała. Wiele słyszała o tym, co Śmierciożercy byli w stanie zrobić ludziom. A przecież miała spać w jednym namiocie z jednym z nich. To niedorzeczne!, powtarzała sobie przez cały wieczór, Przecież robię dokładnie tak, jakbym chciała na własne życzenie się zabić. Zastanawiała się też, czy ta ucieczka nie była tylko zabawą w kotka i myszkę. Snape mógł jej naopowiadać o swojej dobroci i o chęci pomocy, a w rzeczywistości wykończyć ją pierwszej nocy jakimiś zaklęciami, o jakich nawet nie chciała myśleć, a później podać na tacy samemu Voldemortowi, by ten z uśmiechem dokończył jego dzieło. I była pewna, że Snape mógłby doprowadzić ją do takiego stanu, żeby ta błagała o śmierć.
Kiedy podczas wakacji mieszkała z Harrym i Ronem w podobnym namiocie, była bardziej pewna tego, że dożyje poranka. To ona rzucała wszelkie zaklęcia ochronne i z racji tego, że nikogo dookoła nie było, nie było możliwości natychmiastowego usunięcia tych zaklęć. Kiedy obok stał Snape, rzucający zaklęcia niewerbalnie, nie mogła być już taka pewna swojego bezpieczeństwa. Mógł zablokować jej czary. Co, jeśli namiot nie był zabezpieczony, a oni byli wystawieni na atak popleczników Voldemorta? Nie mogła spać, musiała być w pełni gotowa.
Jednak sen dotknął ją tuż nad ranem, gdy zaczynało świtać. Była przemęczona nie tylko tym jednym dniem, który z pewnością podarował jej zbyt wiele emocji, ale całym rokiem. Bo właśnie rok temu zaczęła się prawdziwie ciężka praca, kiedy razem z Wybrańcem i jego rudym przyjacielem postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć działać przeciwko Czarnemu Panu. Wtedy Harry zaczął obmyślać plany, ale dopiero gdy zginął Dumbledore, zrozumiał, że to on jest odpowiedzialny za odnalezienie pozostałych horkruksów. Postanowił wyruszyć razem ze swoimi przyjaciółmi na poszukiwania.
I Hermiona nadal byłaby z nimi, gdyby nie to, że Ronald Weasley postanowił trenować rzucanie nożami, które miesiąc wcześniej Hermiona zaproponowała mu jako przydatną i skuteczną broń. Tamtego wieczoru pożyczyła od Harry'ego pelerynę niewidkę i udała się na spacer po lesie, by uzbierać leśnych owoców. Gdy wracała do ich namiotu, Ron nadal trenował. W pewnym momencie dostrzegł, że coś między krzakami się rusza. Co z tego, że był chroniony przez zaklęcia i był niewidoczny dla otoczenia. Postanowił zaatakować potencjalne zagrożenie pięcioma sztyletami. To Hermiona pod peleryną niewidką okazała się tym, który miał stwarzać zagrożenie. Uwagę Ronalda zwróciło to dopiero wtedy, gdy noże najpierw zatrzymały się w powietrzu, później ktoś wrzasnął i wreszcie wszystkie noże opadły na ziemię. Dopiero wtedy pobiegł do przyjaciółki. Dziewczyna mogłaby z nimi dalej pracować po wyleczeniu ran, gdyby nie to, że sztylety były zatrute przez jej własne czary. Na rany nie działały żadne czarodziejskie zaklęcia i mogła pomóc tylko mugolska medycyna. Więc dziewczyna musiała wrócić do domu w ciężkim stanie. Ostatecznie wróciła także do szkoły, na siódmy rok nauki.
I to właśnie wtedy wpadła na pomysł stworzenia kropli astralnej. Wiedziała, że w szkole nie byłaby bezpieczna, dlatego, choć bardzo chciała, nie mogła tam wrócić. Przez miesiąc ćwiczyła, a kiedy doszła do perfekcji, wysłała swoją kroplę do Hogwartu. Było trudno nad tym panować, bo jednocześnie była w dwóch miejscach na raz, jednocześnie rozmawiała z różnymi ludźmi. Było to też bolesne, ze względu na chwilowe rozszczepienie duszy. Nie działało to na tej zasadzie co tworzenie horkruksu – tutaj nie trzeba było nikogo zabijać. Przy horkruksach rozszczepienie nie bolało, tylko kosztowało to cierpienie kogoś innego. Kropla także nie mogła umrzeć ani pod wpływem Veritaresum czy Imperiusa wyjawić tego, czego osoba nie chciała wyjawić – mówiła to, co osoba chciała podać jako kłamstwo.
I właśnie tak cały rok szkolny spędziła z rodzicami. Tego jednego dnia postanowiła udać się do Hogwartu, bo przez kilka ostatnich dni było tam w miarę spokojnie. Nie liczyła, że stanie się coś takiego.
Severus także nie mógł tej nocy spokojnie spać. On, co prawda, zmrużył oko na kilka godzin, jednak zdecydowanie bardziej wolałby być niewyspanym. Koszmary nawiedziły go kolejny raz, nieprzerwanie od kilku lat. Ta noc była chyba jednak najgorsza ze wszystkich, jakie dane mu było przeżyć.
Dlatego spotkali się oboje przy kuchennym stole z humorami tak paskudnymi, że nawet nie mieli ochoty czuć do siebie wzajemnej niechęci. Trzymając różdżki w pogotowiu, siedzieli naprzeciw siebie ze spuszczonymi głowami i kubkami mugolskiej kawy, jaką znaleźli w jednej z szafek. Nad nimi lewitowała niedużą lampa, oświetlając pomieszczenie. Mimo że o tej porze powinno już być jasno, przez ciemnoszare chmury na niebie panował jeszcze półmrok.
— Koniec tego obijania – oświadczył Snape, wstając od stołu. Hermiona miała wrażenie, jakby ktoś właśnie podłączył go do jakiejś ogromnej ładowarki i dał mu podwójną dawkę energii i witalności. To niemożliwe, żeby była to sprawka tej kawy. — No już, panno Granger, wstawaj!
Posłusznie podniosła się, zostawiając na stole swój kubek, i powlokła się za mężczyzną. Zatrzymała się na moment, kiedy tylko zobaczyła, że ten prowadzi ją na zewnątrz. Nie miała na sobie nawet szaty albo chociażby swetra czy bluzy, tylko zwykłą koszulkę, a nawet jeśli była połowa kwietnia, temperatura nie dogadzała.
— No już, Granger. W walce nie będziesz miała ciepłego sweterka i sprzyjających warunków. Będziesz w beznadziejnej sytuacji, a wróg będzie chciał cię zabić i nie będziesz widziała żadnej alternatywy, więc lepiej rusz się.
Na jej twarz wpłynął lekki grymas niezadowolenia, a chwilę później także niezrozumienia. Kompletnie nie rozumiała, co miał na myśli. O czym o mówił?
— Słucham?
Jednak on wcale nie miał zamiaru odpowiadać. Stanął kilka metrów przed wejściem do namiotu i odwrócił się w jej stronę. Gestem dłoni pokazał jej miejsce, w którym chciał, żeby stanęła. Pocierając ramiona, ustawiła się przed wyższym mężczyzną.
Wiał dość mroźny wiatr. Zdawało się, że za moment spadnie z nieba ulewa, co wcale nie pomagało.
— Schowaj różdżkę – zarządził, a ona aż pobladła.
Nie wierzyła, że Snape chciał ją tak łatwo zabić! Był taki arogancki, że chciał ją pozbawić ostatecznej możliwości obrony. O nie, chociaż mogło mu się wydawać, że jest tylko głupią mugolaczką, ona przecież wcale taka nie była.
— Nie bój się – dodał, na co Hermiona spięła się jeszcze bardziej. — Zamierzam nauczyć cię walczyć.
— Bez różdżki?
Snape wydawał się być u szczytu irytacji. Jego zdenerwowanie właśnie sięgało apogeum, jednak mimo to wydawał się być... rozbawiony.
— Nie uwierzę, jeśli mi powiesz, że twoje oczy nigdy nie widziały mugolskiej walki.
Dopiero teraz zaczęła rozumieć. Miał na myśli mugolską samoobronę! Nie powinna mu od razu ufać, ale zaśmiała się. Ona tu myślała jak spisać testament, a ten chce ją tylko nauczyć się bronić!
Severus podwinął rękaw prawej ręki i na moment zatrzymał dłoń na lewym nadgarstku, wahając się. Po krótkim namyśle odsłonił także ten drugi. Hermiona odwróciła wzrok od Mrocznego Znaku na jego ciele, ale chwilę później ukradkiem zawiesiła wzrok na tamtym miejscu. Pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się czemuś takiemu. Wcześniej były tylko ułamki sekund na oglądanie tego tatuażu i to w warunkach zagrażających życiu. Snape udawał, że nie zauważa jej niezdrowego zainteresowania swoim ciałem.
Odszedł dwa kroki do tyłu, chcąc uśpić jej czujność, po czym zamaszystym ruchem wycelował w jej twarz. Dziewczyna odchyliła się zaskoczona do tyłu, chcąc uniknąć ciosu, który w gruncie rzeczy miał być tylko atrapą, w efekcie czego upadla plecami na wilgotną ściółkę.
— Co to miało być? – warknęła, podnosząc się, i otrzepała ubrania z liści.
— Nie zareagowałaś – stwierdził niezadowolony.
— A niby co miałam zrobić? Przywalić panu w ten piękny nosek?
Nie zastanawiając się długo, Snape wycelował w jej brzuch. Udało jej się odepchnąć jego rękę od swojego ciała, jednak nie zdołała zablokować ciosu. Merlinie, nigdy nie miała do czynienia z czymś takim! Jasne, słyszała o jakiś blokadach, ale nigdy nawet nie miała okazji tego wypróbować.
— Najlepszą obroną jest atak – stwierdził wreszcie Severus, przez moment przyglądając się sylwetce dziewczyny. — Posłuchaj mnie – przysunął się do niej tak blisko, by słyszała nawet jego najcichszy szept. Hermiona podniósł głowę, chcąc spojrzeć mu w oczy. — Nie robię tego dla siebie. I wcale nie mam zamiaru kontynuować. Jeśli tak bardzo ci się to nie podoba, możemy znaleźć się u Czarnego Pana nawet w tym momencie.
— Przepraszam, ja…
— Walcz.
Zaatakowała. Snape wcale się tego nie spodziewał. Dostał celowo niezbyt bolesny cios w brzuch, ale mimo to zgiął się w pół, czekając na dalszą reakcję dziewczyny. Jego szaty powiewały przy każdym ruchu, co dla Hermiony wydawało się takie... tajemnicze. Podobał jej się jego strój.
Nie mogąc wreszcie patrzeć na jej niezdarne ruchy, postanowił to wreszcie przerwać. Stanęli w jednej linii. Snape nie znał wiele kroków i pozycji sztuk walki, ale chciał ją nauczyć tego, co sam potrafił. Pokazał jej kilka ruchów, a kiedy nie rozumiała, że rękę musi trzymać wyżej, musiał do niej podejść. Trochę zbyt mocno złapał ją w nadgarstku i uniósł jej rękę. Hermiona syknęła cicho. Ten, myśląc, że pewnie zastanie na jej nadgarstku pionowe linie, odsłonił rękaw z jej skóry.
Ale ku jego zdumieniu wcale nie zobaczył tam żadnych linii. Był tylko biegnący wzdłuż żyły, wyryty tępym nożem napis "Szlama", który zrobiła jej Bellatrix podczas jednej z tortur.
— To, co stanie się Kropli, dzieje się także mi – wytłumaczyła Hermiona, gdy Snape puścił jej dłoń. Wiedziała, że to właśnie nad tym się zastanawia. Nie musiała wchodzić do jego umysłu, by to wiedzieć. Gdyby nie to, że Snape obserwował ją podczas tortur w rezydencji Malfoy'ów, mógłby pomyśleć, że sama sobie to zrobiła. — Nadal nie mogę się tego pozbyć.
— Koniec na dziś – powiedział wreszcie, odrywając wzrok od jej ciała.
Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana. Zauważając jego spojrzenie, spuściła wzrok i odeszła na bok. On jednak nadal tam stał, tępo wpatrując się w dal.
Co mógł zrobić tamtego wieczoru, gdy torturowana była Gryfonka? Gdyby próbował ją bronić, mógłby już nie wrócić do swoich lochów. Pozostało mu jedynie stać i patrzeć, udając, że to go fascynuje. Ale właśnie w takich momentach myślał o Lily. Ona też pochodziła z rodziny mugoli. Wyobrażał ją sobie na miejscu Hermiony, wyobrażał ją sobie z takim napisem na nadgarstku. Nawet z myślą o niej nie mógł pozwalać na dalsze torturowanie czarodziei. Wiedział, że Lily by na to nie pozwoliła.
Ale jak mógł to wszystko odwrócić? Jeśli ludzie mieli głęboko zakorzenioną opinię o nim, nie był w stanie jej zmienić, nawet gdyby do końca życia stał po stronie dobra. Od osiemnastu lat działał po jasnej stronie, ale wszyscy i tak mieli go za złoczyńcę. Co więc więcej musiał zrobić, by mógł oczyścić swoją duszę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz