poniedziałek, 20 listopada 2017

Rozdział 8. (20.11.2017r.)

Hermiona odwróciła się zaskoczona, słysząc ciche postukiwanie butów mężczyzny, niebezpiecznie się do niej zbliżające. Po chwili namysłu podniosła głowę i na moment zawiesiła wzrok na twarzy Snape'a, chcąc upewnić się, że to na pewno on. Odetchnęła z ulgą, gdy ziemista twarz, której widok przez ostatnie sześć lat wzbudzał w niej wiele mieszanych, często nawet sprzecznych ze sobą emocji, naprawdę tam była. Jak zwykle niewyrażająca żadnych emocji, a mimo to zdołała zauważyć, że pełna bólu, cierpienia i rozpaczy. I nie wiedzieć z jakiego powodu, nagle poczuła dla niego... listość. Bo było w jego spojrzeniu coś, co pozwalało jej zrozumieć, że Snape też był człowiekiem. Normalnie zaśmiałaby się na głos za tak durne stwierdzenie, jednak nie teraz, nie przy nim. Ale przez lata wszyscy uważali tego nietoperzowatego nauczyciela za drania, jakich mało, do tego mordercę, a ci, którzy wiedzieli co nie co o jego przeszłości, także za potwora.
    Ale byli też tacy, którzy uważali go za genialnego człowieka. Na moment starali się zapomnieć o jego kąśliwych uwagach i docinkach i zauważali jego geniusz i precyzję. Pasję, z jaką wykonywał każdy eliksir. Do takich właśnie osób należała Hermiona Granger.
    — Czas na walkę – oznajmił krótko, od razu odwracając się do niej tyłem i odchodząc na pewną odległość.
    Dziewczyna, lekko otumaniona bezczynnym wpatrywaniem w niekończącą się dal, wstała, przytrzymując się skalnej ściany. Powędrowała śladami nauczyciela i w międzyczasie schowała różdżkę do rękawa prawej dłoni, by w razie potrzeby móc ją szybko wysunąć. Severus przyjrzał się swojej przeciwniczce, po czym ukłonił się lekko, tak, jak uczył ją podczas drugiego roku nauki.
    Nastąpiło pierwsze uderzenie ze strony mężczyzny. Początkowo starali się nie uderzać zbyt mocno z dwóch względów – zwyczajnie nie chcieli siebie nawzajem uszkodzić. Drugim był zwyczajny brak poczucia komfortu. On był nauczycielem, a ona uczennicą i oboje nigdy nie wyobrażali sobie siebie w takiej sytuacji. Nie sądzili, że kiedykolwiek przyjdzie im się dotknąć. Mimo to wreszcie stwierdzili, nie mówiąc na głos rzeczywistych powodów, że nie mogą tylko udawać. Jeśli przez półtora tygodnia dziewczyna miała nauczyć się bronić w razie, gdyby nie mogła korzystać z magii, w co oboje nie wierzyli, że uda jej się dokonać, nie mogła jedynie pogrywać. Musiała czerpać tak intensywne lekcje, na jakie tylko pozwalał jej jej własny organizm.
    Severus prawidłowo unieszkodliwił jej prawą dłoń, nieco zaskoczony zamaszystym ruchem, którego kompletnie się nie spodziewał. Lekko uderzył w jej plecy, chcąc pokazać, co by zrobił na jego miejscu inny mężczyzna, gdyby chciał ją skrzywdzić. Pisnęła niemo, gdy zbyt mocno wykręcił jej dłoń, ale on wcale nie miał zamiaru jej puścić. Jego zadaniem było wiedzieć, jak zachowa się w sytuacji kryzysowej i nauczyć ją poprawnych odruchów i reakcji. Kopnęła do tyłu, ślepo celując. Boleśnie uderzyła w jego kolano, później piszczel, ale nie puszczał jej nawet wtedy, gdy jej noga znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Żaden napastnik nie puściłby jej tak łatwo.
    Hermiona, przypominając sobie to, co zauważyła na jakimś amerykańskim filmie, postanowiła przerzucić Snap'a przez swoje plecy, by ten wylądował na ziemię. Naprawdę nie wierzyła w powodzenie tego czynu i z oczami jak galeony rzuciła wzrokiem na leżącego w tumanie kurzu profesora. Nie pozostając jej dłużnym, chwycił jej kostki. Runęła obok niego jak długa, czując ten sam okropny ból pleców, co on. Złączyli się w szamotaninie. Hermionie widoczność przysłaniały czarne szaty Severusa opadające jej na twarz. Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się zbyt blisko urwiska. W momencie, gdy teren podłoża spod pleców dziewczyny zakończył się, przez siłę grawitacji została drastycznie wyrwana z ciasnych objęć Severusa i jego pięści zaciśniętych na jej ubraniu.
    Zdawało jej się, że jej ciało właśnie roztrzaskało się o skały, kiedy ciśnienie w jej płucach w przeciągu sekundy zmieniło się. Widziała tylko skrawki otoczenia poprzez spowite czarną mgłą obrazy przesyłane przez oczu do mózgu. Łapczywie próbowała nabrać powietrza do zamkniętych płuc, chorobliwie starała się chwycić różdżkę wypadającą z rękawa, by rzucić czar.
    Mało brakowało, by Snape spadł razem z nią. Stabiluzując swoja wychyloną pozycję, drżącymi ze strachu rękoma wycelował różdżkę w jej stronę i rzucił na nią zwykłe Wingardium Leviosa, które jako pierwsze przyszło mu do głowy. Nadal trzymając różdżkę, opuścił głowę na skałę, czując, jak serce uderza mu w piersi chyba sto razy szybciej niż powinno.
    Hermiona poderwała się do góry, z początku nie wiedząc, że to zasługa Snape'a. Powoli unosząc się do góry, podniosła głowę i spojrzała na odzianą w czerń postać wyglądającą na nią z jaskini. Odetchnęła z ulgą, widząc jego przerażoną twarz. Gdy była już na odpowiedniej wysokości, wciągnął ją do jaskini i ułożył na ziemi, jednocześnie zdejmując czar.
    — Moj boże – wychrypiała, opierając głowę o skalną ścianę. Oddychanie nadal przychodziło jej z trudem, a nie pomagały w tym płuca, w których miała wrażenie, że znajduje się ciężki kamień.
    Severus opadł obok niej, ciężko dysząc. Szybko stwierdził, że jest już chyba za stary na takie atrakcje. Wystarczyłby ułamek sekundy, by mógł oglądać roztrzaskane ciało dziewczyny.
    — Dziękuję – wyszeptała pomiędzy długimi oddechami.
    Snape spojrzał na nią niemało zaskoczony. Ale gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, posłała mu nieco niemrawy uśmiech.
    To był koniec treningów jak na ten dzień. Zgodnie doszli do wniosku, że choć wiele nie zrobili, muszą odpocząć.
    — Wnioski z dzisiejszego lekcji? – zapytał, siadając wieczorem przy kuchennym stole.
    — Czasem tylko śmierć może nas uratować? – odpowiedziała Hermiona pytaniem, nie mając siły na myślenie.
    Snape zaśmiał się. O bogowie, on naprawdę się zaśmiał! Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, po czym na jej usta wpłynął uśmiech. To było dziwne, widzieć Mistrza Eliksirów w takim stanie, jednak to było też... fascynujące. Na swój sposób.
    Jednak od razu po tym wrócił do swojego normalnego tonu i dodał:
    — Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
    Lekko wzdrygnęła się na jego słowa. Nie rozumiała do kogo lub czego miały się odnosić, ale wiedziała, że będą stanowiły ważną rolę. Severus Snape nigdy nie mówił pustych słów.
    Zanim się obejrzeli, zapadła noc. Przez ten czas nie zamienili już ani słowa, co dodatkowo wywoływało w Hermionie poczucie dyskomfortu. W momencie, w którym Snape uratował jej życie, zrozumiała, że gdyby naprawdę był tak złym człowiekiem, jakim go malują, nie pomógłby jej. Dlatego leżała teraz, natarczywie wpatrzona w sufit. Nie chciała tej nocy wdzierać się do umysłu Pottera, on przecież też musiał odpoczywać. Choć nie miał pojęcia o jej obecności w nim, to było nieprzyjemne, oglądać tajemnice przyjaciela, których normalnie nie chciałby zdradzić. Nie chciała tego robić, ale przez takie podglądanie nie raz odnalazła wskazówkę. Dlatego było to nieuniknione. Nie chciała też spać. Bała się, że po raz kolejny nawiedzą ją koszmary o bitwie, jaka miała nadejść. Zwykle o tym nie myślała, bo Dumbledore zapewniał jej jako taką ochronę, jednak kiedy ten zginął, a Voldemort przejął kontrolę nad światem magii, obawiała się, że zginą również jej przyjaciele.
    I ucieszyła się, że zrezygnowała ze snu, gdy dzięki wyczulonemu słuchowi usłyszała kroki powoli zbliżające się do miejsca, w którym się znajdowała. Oszacowała, że osoba może się znajdować blisko wejścia do jaskini, czyli może jakieś dwadzieścia metrów od niej. Pamiętała też o zaklęciach zabezpieczających ten teren i o tym, jak dzięki takim właśnie zaklęciom udało jej się ukryć z Harry'm i Ronem podczas wakacji. Ale nawet mimo to postanowiła zaalarmować Snape'a. Odsłaniając czarną kotarę, w miarę możliwości cicho przebiegła do łóżka mężczyzny i ostrożnie potrząsnęła jego ramieniem. Ten zbudził się w mniej niż sekundę i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
    — Panie profesorze – zaczęła, szukając odpowiednich słów. Tak się trzęsła, że miała problem nawet z mówieniem. — Ktoś tu chyba jest.
    Snape zerwał się w jednej chwili, nie robiąc przy tym prawie żadnego hałasu. Uniósł szybko różdżkę, jakby miał ją przygotowaną na właśnie taki wypadek. Chwytajac lekko rozkojarzoną, ale nadal myślącą Hermionę za nadgarstek, pospiesznym krokiem opuścił namiot. Na zewnątrz stanęli obok siebie przyglądając się postaci powolnie kroczącej w ich stronę. To na pewno nie był mugol. Wyciągnięta różdżka, gotowa do ataku, to chyba dowód nie do obalenia.
    Severus odwrócił się w stronę dziewczyny i palcem wskazującym na ustach nakazał jej zachować ciszę. Sam odwrócił się w stronę namiotu, z którego chwilę wcześniej wyszli i jednym machnięciem różdżki złożył go i ponownie schował do ozdobnego pudełeczka. Hermiona w tym czasie rzucała przed siebie zaklęcia ochronne, w razie gdyby te poprzednie przestały działać. Ręce jej drżały, ale starała się zachować wewnętrzny spokój. To musiało być podstawą jej działań. Bez tego zaklęcia mogłyby wyjść... no cóż, źle.
    Severus podszedł do niej, nie odzywając się. Na moment zawiesił wzrok na postaci kroczącej w półmroku w ich stronę, po czym wysunął lewą dłoń w jej stronę i lekko skinął głową, jakby pytając ją o zgodę. Ona jedynie zacisnęła dłoń na jego dłoni i zamknęła oczy.

wtorek, 14 listopada 2017

Rozdział 7. (18,11.2017r.)

    Do końca dnia starali się nie wchodzić sobie w drogę. Było to jednak trudne, zważywszy nawet na jedną sypialnię, którą dzielili. Była ona przedzielona zasłoną robiącą za ścianę, jednak Hermionie zdawało się, że nawet przez ten gruby, nieprzezroczysty materiał może dostrzec pochmurną twarz Severusa.
    Próbowała jakoś pozbyć się nadmiaru czasu, ale nie zabrała ze sobą żadnych książek. Nie miała nawet pergaminu ani pióra, by napisać jakieś ponadprogramowe wypracowanie. Nawet jeśli mogłaby spytać o to Snape'a, wolała zwyczajnie siedzieć i wpatrywać się tępo w ścianę.
    Kilka razy weszła do umysłu Harry'ego. Przejrzała wszystkie jego wspomnienia z ostatnich dni dotyczące poszukiwań. Szukała ukrytych wskazówek, patrzyła jednocześnie jego i swoimi oczami. Miała nadzieję, że uda jej się coś znaleźć, jednak nie wpadła na żaden trop. Taki stan rzeczy trwał już od kilku miesięcy. Nie byli w stanie poczynić żadnych postępów. Podsuwała Harry'emu myśli, by ten wrócił do Nory, jednak on skutecznie je odpychał.
    Hermiona była perfekcyjna w oklumencji i legilimencji. Mogła wdzierać się do umysłu Wybrańca, tak, by on nawet nie miał o tym pojęcia. Posuwała mu wizje, a on, myśląc, że to jego własne myśli, nawet nie zastanawiał się o jej obecności w swoim umyśle. W niektórych momentach była w stanie nawet przejąć nad nim całkowitą kontrolę i mówić jego ustami. A Harry nadal był przekonany, że to jego własne ciało tak działa. Nie czuł nic. Ze strony Hermiony wystarczyło kilka starożytnych zaklęć i ogromnego skupienia, by pomóc chłopakowi. Stała się lepsza od Voldemorta, który posuwał Harry’emu wizje i pałaszował jego umysł, zostawiając po sobie ból jako ślad swoich działań.
    Była dumna z siebie. Choć wiedziała, że nikt nigdy nie dowie się, ile błędów mniej dzięki niej popełnił Harry, wiedziała także, że wygrana wojna będzie również jej zasługą. Mimo że przez cały czas będzie działać w ukryciu, znacznie przyczyni się do zwycięstwa.
    Tej nocy nie była w stanie zmrużyć oka. Nieprzerwanie znajdowała się w umyśle przyjaciela, przez sny podsuwając mu wskazówki do dalszego działania. Przez cały rok szkolny zbierała informacje na temat Toma Riddle'a, dlatego znała miejsca i przedmioty najbliższe jego sercu. Dzięki takim właśnie działaniom Harry odnalazł dwa horkruksy.
    Snape także nie spał. Oczami przez kilka godzin w ciemności przyzwyczajonymi do takiego stanu obserwował, jak dziewczyna co i rusz wstaje z łóżka i chodzi po drewnianej podłodze. Podarował wcześniej jej niewielki koc, ale mimo to widział, jak jej ciało drży. Słyszał, jak wywołuje swoją Kroplę i wysyła ją do jej rodziców, a kiedy ta wraca, do Hogwartu. Później mówiła coś o miejscach bliskich jego sercu, kimkolwiek on był, głosem tak delikatnym, jakby opowiadała komuś bajkę. Tymczasem miał wrażenie, że mówi o czymś przerażającym. Chciał wiedzieć, ale nie pozwalał sobie na wdarcie się do jej umysłu. Nie teraz, gdy musiała być w pełni skupiona. Inaczej własna Kropla mogłaby ją zabić. Lub zginąć, jeśli właśnie była na torturach. Choć Hermiona powiedziała mu, że śmierć w tym wypadku nie jest możliwa, albo o tym nie wiedziała, albo nie chciała mówić mu prawdy. Nie wiedział, czy ona ma pojęcie, że Kropla może ją zamordować własnymi rękoma. Spytał ją o jej wiedzę tylko dlatego, że chciał ją sprawdzić.
    Bez przerwy obserwował dziewczynę. Widział, jak bezradnie snuje się po kuchni w poszukiwaniu czegoś, czym tylko można by zapchać pusty żołądek. Jeśli będąc w Hogwarcie skończyła posiłki na śniadaniu, właśnie zaczynała się jej druga doba głodówki. Nie mógł jej nic dać. Widok jej smutnej twarzy jeszcze bardziej pogarszał jego samopoczucie. Nie, ona wcale nie była smutna z głodu. Ale gdy wszystkie emocje się w niej skumulowały, nie była już w stanie wykrzesać z siebie ani grama energii do życia.
    Nie mogąc znieść widoku bezbronnej Gryfonki, która zdawała się rozmyślać tylko o ataku na Hogwart, jaki za niecałe dwa tygodnie mieli wykonać Śmierciożercy, zarządził natychmiastową ewakucję z tego miejsca. Dwadzieścia cztery godziny w jednym miejscu to i tak o wiele dłużej, niż planował tam pozostać. Lepszym wyjściem było nie ryzykować jeszcze dłużej i jak najszybciej zmienić swoje położenie.
    Odkąd Voldemort został oficjalnym dyrektorem Hogwartu i nieoficjalnie przejął władzę nad ministerstwem, niczego nie można było być pewnym. Po części spełniło się jego marzenie - Tom Riddle chciał nauczać, a teraz w pewnym sensie dostał taką szansę. Co by było, gdyby kiedyś mu się to udało? Może ścieżki jego życia potoczyłyby się inaczej? Severus z ukłuciem w sercu stwierdził, że być może Tom pozostałby na dobrej drodze, a to okrucieństwo nigdy nie miałoby miejsca. A co za tym idzie, nie powstaliby Śmierciożercy, Snape by do nich nie dołączył, a Lily by przeżyła. Choć to nie były potwierdzone informacje, Namiar mógł działać teraz na całą społeczność czarodziei. Prawdopodobnie nikt już nie był w stanie się ukryć, a śmierć młodego Pottera była tylko kwestią czasu, zabawą, na której finał Czarny Pan chciał się odpowiednio przygotować.
    Hermiona założyła swoją szkolną szatę, by uchronić się przed chłodem. Namiot z powrotem znalazł się w malutkim pudełeczku w dłoni Snape'a, a następnie w jego głębokiej kieszeni. Od miejsca, w którym się znajdowali, nie było zbyt daleko od miasta, więc postanowili nie używać magii tylko przejść ten odcinek pieszo. Dla własnego bezpieczeństwa postanowili ograniczać korzystanie z magii.
    Wraz z brzegiem lasu zagęszczenie roślinności malało, a widoczność stopniowo rosła. Więc na zewnątrz wcale nie było aż tak ciemno i pochmurno, jak im się wydawało.
    Hermiona wędrowała za Severusem. Ten sprawiał wrażenie całkowicie pewnego ich położenia, ale w rzeczywistości nie miał pojęcia, gdzie mogą dalej się udać. Znów uciekać? Wrócić do Hogwartu? Wrócić do swoich własnych domów i zapomnieć? Racjonalna wydawała się tylko pierwsza opcja. Ale gdzie mogli się udać? Odpadało Grimmauld Place. Śmierciożercy już prawdopodobnie znali tą kryjówkę, jeśli działał Namiar. Snape często tam bywał. Nawet w swoich własnych lochach zabezpieczonych wieloma zaklęciami nie mógł czuć się bezpieczny. Nora? Możliwe, że Weasley'owie założyli tam jakieś zaklęcia antysnape'owe. Jeśli ktokolwiek mógłby uzyskać tam schronienie, byłaby to tylko i wyłącznie panna Granger. Pomysł, na który wpadł po ujrzeniu kolorowego szyldu reklamowego, wydawał się być wybawieniem dla jego podopiecznej i najgenialniejszym, na jaki wpadł przez ostatnie czterdzieści osiem godzin.
    - Skręć tu - nakazał, wskazując wąskie przejście pomiędzy dwoma budynkami. Hermiona zatrzymała się we wskazanym miejscu i uniosła głowę, chcąc spojrzeć na wyższego od siebie meżczyznę. - Transmutuj swoje ubrania w jakieś... mugolskie.
    Nawet nie zadawała pytań. Była na to psychicznie wykończona. Nie miała problemu ze zmianą swojej odzieży. Jej codzienna garderoba w połowie składała się przecież z mugloskich ubrań. Za to Snape miał małe wątpliwości co do swojego stroju. Jego czarne spodnie zamieniły się w granatowe spodnie od garnituru, zwiewna szata w czarną koszulę i marynarkę. Hermiona, gdy tylko go ujrzała, z włosami związanymi z tyłu czarną kokardką, musiała kilka razy zamrugać oczami, niedowierzając własnemu zmysłowi. Po siedmiu latach oglądania Snape'a w praktycznie identycznych szatach, taki widok był nie lada zaskoczeniem .Wyglądał... inaczej. Ale mimo to jego zamiłowanie do czerni nie zniknęło. Szybko odwróciła wzrok, gdy ich spojrzenia spotkały się, ay dziewczyna studiowała jego nową fryzurę. Udając, że wpatrywała się w coś za jego plecami, znów spojrzała na swój strój. Jej zwykłe jeansowe spodnie i błękitna bluzka nijak nie pasowały do oficjalnego stroju profesora, więc szybko przetransmutowała je w czarną sukienkę i marynarkę. Severus spojrzał na nią z lekkim podziwem. On także był zaskoczony jej wyglądem. Nie wyglądała już jak zwykła uczennica, a jak dorosła kobieta, którą w gruncie rzeczy właściwie była. Ale on dopiero pierwszy raz zwrócił na to uwagę.
    Uchylając jej rąbka swoich planów, powiedział, co zamierza. Ona tylko skinęła głową, nawet nie dyskutując. Zdziwił się, bo nawet na trzecim roku, kiedy chodziła na podwójne lekcje, nie była tak bardzo wyczerpana. Ale czy codzienne tworzenie Kropli, przesiadywanie w umyśle przyjaciela, uciekanie i tworzenie intryg nie jest wyczerpujące? Odpowiedź nasunęła mu się sama.
    Skręcili w stronę niewielkiego sklepu, znajdującego się na uboczu. Liczyli spędzić tam możliwie jak najmniej czasu, by nikt nie mógł ich schwytać. Oboje z drżącymi rękoma liczyli mugolskie pieniądze i obliczali, co mogą za nie kupić. Severus nigdy by się nie przyznał do tego, co naprawdę czuł. Śmierć była obok niego przez wiele lat. Był obok nietej mrocznej panij od dawna, bo samego Voldemorta można było uznawać za jej wcielenie. Ale teraz, gdy wiedział, że zginie, bał się. Ona naprawdę się bał! Wiedział, jaka kara czeka go za pomoc Hermionie w ucieczce. Ale teraz, gdy śmierć zdawała się trzymać go za rękę, dopiero zrozumiał jej oblicze. Dlatego prawie ze łzami w oczach patrzył na nieskalaną złem Gryfonkę, która miała przed sobą całe życie. Na razie krótkie życie, zabrudzone widmem wojny. I wiecznie krótkie, bo ona prawdopodobnie też zginie. Nie miał pomysłu, jak ją zachować i żadna wena na jej uratowanie zdawała się nie mieć najmniejszego zamiaru przyjść do jego głowy.
    Twarz blondwłosej kasjerki zdawała się im kogoś przypominać, jednak żadne nie mogło sobie przypomnieć, kogo konkretnie. Dla pewności czym prędzej opuścili tamto miejsce, biegnąc w stronę tego samego przejścia między dwoma mieszkalnymi budynkami, by stamtąd jak najszybciej teleportować się do innego miejsca. Severusowi wydawało się, że nigdy nie widział tamtej kobiety w szeregach Śmierciożerców, jedna mogła mieć z nimi kontakty.
    Tym razem wyboru padł na skaliste wybrzeża Kornwalii. W jednej ze skał brzegowych znajdowała się wymyta przez słoną wodę jaskinia, niedostępna dla mieszkańców jej okolic. Możliwe nawet, że większość nie miała pojęcia o jej istnieniu. Pobyt w takim miejscu zapewniał większą dawkę bezpieczeństwa, jeśli można było to tak nazwać.
    Im obojgu to miejsce jakoś dziwnie przypadło do gustu. Było ich własną, prywatną kryjówką, miejscem niedostępnym i nieistniejącym dla innych. Czuli się tam... zwyczajnie bezpieczni. Żaden mugol nie był w stanie ich tam znaleźć, a po rzuceniu odpowiednich czarów, także istoty magiczne mogły mieć z tym problem. Szum fal uderzających o skały miał kojące działanie. Delikatnie wyciszał umysły dwóch zbłąkanych uciekinierów, pozwalające im na chwilę względnego relaksu. Podczas gdy namiot Snape'a wzbijał się powietrze, by po chwili stanąć na podłożu, Hermiona rzucała zaklęcia obronne i takie, które sprawiły, że stali się niewidoczni, tworząc wokół tego miejsca coś na kształt bańki mydlanej. Gdyby można było zobaczyć te zaklęcia w powietrzu, właśnie tak by wyglądali.
    Z ogromnym zdumieniem zauważył, jak Hermiona chowa do kieszeni kawałek bułki, który dla niej przeznaczył. Najwyraźniej wiedziała, ile tułaczki jeszcze ją czeka.
    Severus usiadł przy niewielkim kuchennym stoliku i ułożył przed sobą pergamin i kałamarz. Trzymając w dłoni pióro, skrobał jego końce smukłymi palcami. Zamierzał wrócić do czasów, gdy jako uczeń tworzył zaklęcia. Tamte nie były wielce skomplikowane i miały służyć jedynie jego dobrej zabawie. Teraz na wagę wchodziło życie dziewczyny. Już poprzedniego wieczoru opracował plan na ten czas, ale kompletnie nie wiedział, jak się za niego zabrać. Tym bardziej, że nigdy nie zagłębiał się w te konkretne odmęty czarnej magii. Za to Hermiona postanowiła spędzić ten czas na zwykłym, bezmyślnym siedzeniu na urwisku, bokiem oparta o skalną ścianę jaskini, i rozmyślaniu o tym, co wydarzy się w datę wyznaczoną przez samego Czarnego Pana jako atak na jej ukochaną szkołę. Wiele myślała o tym, czy nie uciec od Mistrza Eliksirów i próbować uratować się na własna rękę. On i tak obdarzył ją zaufaniem, nie rzucając na nią zaklęć czy, chociażby, nie przywiązując jej do drzewa, by nie uciekła. Ale nie mogła tego zrobić. Wiedziała, że naraził własne życie, by pomóc jej uciec. I to on nie pozwolił jej schwytać przez kilka ostatnich dni. To też właśnie on chciał ją chronić i uczył ją, jak może się obronić.

poniedziałek, 13 listopada 2017

Rozdział 6. (14.11.2017r.)

    Mimo zapewnienia Severusa Snape'a, że może spokojnie spać, Hermiona nie była w stanie zmrużyć oka. W namiocie było względnie ciepło, ale jej ciało marzło, bo ona sama tak bardzo się denerwowała. Wiele słyszała o tym, co Śmierciożercy byli w stanie zrobić ludziom. A przecież miała spać w jednym namiocie z jednym z nich. To niedorzeczne!, powtarzała sobie przez cały wieczór, Przecież robię dokładnie tak, jakbym chciała na własne życzenie się zabić. Zastanawiała się też, czy ta ucieczka nie była tylko zabawą w kotka i myszkę. Snape mógł jej naopowiadać o swojej dobroci i o chęci pomocy, a w rzeczywistości wykończyć ją pierwszej nocy jakimiś zaklęciami, o jakich nawet nie chciała myśleć, a później podać na tacy samemu Voldemortowi, by ten z uśmiechem dokończył jego dzieło. I była pewna, że Snape mógłby doprowadzić ją do takiego stanu, żeby ta błagała o śmierć.
    Kiedy podczas wakacji mieszkała z Harrym i Ronem w podobnym namiocie, była bardziej pewna tego, że dożyje poranka. To ona rzucała wszelkie zaklęcia ochronne i z racji tego, że nikogo dookoła nie było, nie było możliwości natychmiastowego usunięcia tych zaklęć. Kiedy obok stał Snape, rzucający zaklęcia niewerbalnie, nie mogła być już taka pewna swojego bezpieczeństwa. Mógł zablokować jej czary. Co, jeśli namiot nie był zabezpieczony, a oni byli wystawieni na atak popleczników Voldemorta? Nie mogła spać, musiała być w pełni gotowa.
    Jednak sen dotknął ją tuż nad ranem, gdy zaczynało świtać. Była przemęczona nie tylko tym jednym dniem, który z pewnością podarował jej zbyt wiele emocji, ale całym rokiem. Bo właśnie rok temu zaczęła się prawdziwie ciężka praca, kiedy razem z Wybrańcem i jego rudym przyjacielem postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć działać przeciwko Czarnemu Panu. Wtedy Harry zaczął obmyślać plany, ale dopiero gdy zginął Dumbledore, zrozumiał, że to on jest odpowiedzialny za odnalezienie pozostałych horkruksów. Postanowił wyruszyć razem ze swoimi przyjaciółmi na poszukiwania.
    I Hermiona nadal byłaby z nimi, gdyby nie to, że Ronald Weasley postanowił trenować rzucanie nożami, które miesiąc wcześniej Hermiona zaproponowała mu jako przydatną i skuteczną broń. Tamtego wieczoru pożyczyła od Harry'ego pelerynę niewidkę i udała się na spacer po lesie, by uzbierać leśnych owoców. Gdy wracała do ich namiotu, Ron nadal trenował. W pewnym momencie dostrzegł, że coś między krzakami się rusza. Co z tego, że był chroniony przez zaklęcia i był niewidoczny dla otoczenia. Postanowił zaatakować potencjalne zagrożenie pięcioma sztyletami. To Hermiona pod peleryną niewidką okazała się tym, który miał stwarzać zagrożenie. Uwagę Ronalda zwróciło to dopiero wtedy, gdy noże najpierw zatrzymały się w powietrzu, później ktoś wrzasnął i wreszcie wszystkie noże opadły na ziemię. Dopiero wtedy pobiegł do przyjaciółki. Dziewczyna mogłaby z nimi dalej pracować po wyleczeniu ran, gdyby nie to, że sztylety były zatrute przez jej własne czary. Na rany nie działały żadne czarodziejskie zaklęcia i mogła pomóc tylko mugolska medycyna. Więc dziewczyna musiała wrócić do domu w ciężkim stanie. Ostatecznie wróciła także do szkoły, na siódmy rok nauki.
    I to właśnie wtedy wpadła na pomysł stworzenia kropli astralnej. Wiedziała, że w szkole nie byłaby bezpieczna, dlatego, choć bardzo chciała, nie mogła tam wrócić. Przez miesiąc ćwiczyła, a kiedy doszła do perfekcji, wysłała swoją kroplę do Hogwartu. Było trudno nad tym panować, bo jednocześnie była w dwóch miejscach na raz, jednocześnie rozmawiała z różnymi ludźmi. Było to też bolesne, ze względu na chwilowe rozszczepienie duszy. Nie działało to na tej zasadzie co tworzenie horkruksu – tutaj nie trzeba było nikogo zabijać. Przy horkruksach rozszczepienie nie bolało, tylko kosztowało to cierpienie kogoś innego. Kropla także nie mogła umrzeć ani pod wpływem Veritaresum czy Imperiusa wyjawić tego, czego osoba nie chciała wyjawić – mówiła to, co osoba chciała podać jako kłamstwo.
    I właśnie tak cały rok szkolny spędziła z rodzicami. Tego jednego dnia postanowiła udać się do Hogwartu, bo przez kilka ostatnich dni było tam w miarę spokojnie. Nie liczyła, że stanie się coś takiego.
    Severus także nie mógł tej nocy spokojnie spać. On, co prawda, zmrużył oko na kilka godzin, jednak zdecydowanie bardziej wolałby być niewyspanym. Koszmary nawiedziły go kolejny raz, nieprzerwanie od kilku lat. Ta noc była chyba jednak najgorsza ze wszystkich, jakie dane mu było przeżyć.
    Dlatego spotkali się oboje przy kuchennym stole z humorami tak paskudnymi, że nawet nie mieli ochoty czuć do siebie wzajemnej niechęci. Trzymając różdżki w pogotowiu, siedzieli naprzeciw siebie ze spuszczonymi głowami i kubkami mugolskiej kawy, jaką znaleźli w jednej z szafek. Nad nimi lewitowała niedużą lampa, oświetlając pomieszczenie. Mimo że o tej porze powinno już być jasno, przez ciemnoszare chmury na niebie panował jeszcze półmrok.
    — Koniec tego obijania – oświadczył Snape, wstając od stołu. Hermiona miała wrażenie, jakby ktoś właśnie podłączył go do jakiejś ogromnej ładowarki i dał mu podwójną dawkę energii i witalności. To niemożliwe, żeby była to sprawka tej kawy. — No już, panno Granger, wstawaj!
    Posłusznie podniosła się, zostawiając na stole swój kubek, i powlokła się za mężczyzną. Zatrzymała się na moment, kiedy tylko zobaczyła, że ten prowadzi ją na zewnątrz. Nie miała na sobie nawet szaty albo chociażby swetra czy bluzy, tylko zwykłą koszulkę, a nawet jeśli była połowa kwietnia, temperatura nie dogadzała.
    — No już, Granger. W walce nie będziesz miała ciepłego sweterka i sprzyjających warunków. Będziesz w beznadziejnej sytuacji, a wróg będzie chciał cię zabić i nie będziesz widziała żadnej alternatywy, więc lepiej rusz się.
    Na jej twarz wpłynął lekki grymas niezadowolenia, a chwilę później także niezrozumienia. Kompletnie nie rozumiała, co miał na myśli. O czym o mówił?
    — Słucham?
    Jednak on wcale nie miał zamiaru odpowiadać. Stanął kilka metrów przed wejściem do namiotu i odwrócił się w jej stronę. Gestem dłoni pokazał jej miejsce, w którym chciał, żeby stanęła. Pocierając ramiona, ustawiła się przed wyższym mężczyzną.
    Wiał dość mroźny wiatr. Zdawało się, że za moment spadnie z nieba ulewa, co wcale nie pomagało.
    — Schowaj różdżkę – zarządził, a ona aż pobladła.
    Nie wierzyła, że Snape chciał ją tak łatwo zabić! Był taki arogancki, że chciał ją pozbawić ostatecznej możliwości obrony. O nie, chociaż mogło mu się wydawać, że jest tylko głupią mugolaczką, ona przecież wcale taka nie była.
    — Nie bój się – dodał, na co Hermiona spięła się jeszcze bardziej. — Zamierzam nauczyć cię walczyć.
    — Bez różdżki?
    Snape wydawał się być u szczytu irytacji. Jego zdenerwowanie właśnie sięgało apogeum, jednak mimo to wydawał się być... rozbawiony.
    — Nie uwierzę, jeśli mi powiesz, że twoje oczy nigdy nie widziały mugolskiej walki.
    Dopiero teraz zaczęła rozumieć. Miał na myśli mugolską samoobronę! Nie powinna mu od razu ufać, ale zaśmiała się. Ona tu myślała jak spisać testament, a ten chce ją tylko nauczyć się bronić!
    Severus podwinął rękaw prawej ręki i na moment zatrzymał dłoń na lewym nadgarstku, wahając się. Po krótkim namyśle odsłonił także ten drugi. Hermiona odwróciła wzrok od Mrocznego Znaku na jego ciele, ale chwilę później ukradkiem zawiesiła wzrok na tamtym miejscu. Pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się czemuś takiemu. Wcześniej były tylko ułamki sekund na oglądanie tego tatuażu i to w warunkach zagrażających życiu. Snape udawał, że nie zauważa jej niezdrowego zainteresowania swoim ciałem.
    Odszedł dwa kroki do tyłu, chcąc uśpić jej czujność, po czym zamaszystym ruchem wycelował w jej twarz. Dziewczyna odchyliła się zaskoczona do tyłu, chcąc uniknąć ciosu, który w gruncie rzeczy miał być tylko atrapą, w efekcie czego upadla plecami na wilgotną ściółkę.
    — Co to miało być? – warknęła, podnosząc się, i otrzepała ubrania z liści.
    — Nie zareagowałaś – stwierdził niezadowolony.
    — A niby co miałam zrobić? Przywalić panu w ten piękny nosek?
    Nie zastanawiając się długo, Snape wycelował w jej brzuch. Udało jej się odepchnąć jego rękę od swojego ciała, jednak nie zdołała zablokować ciosu. Merlinie, nigdy nie miała do czynienia z czymś takim! Jasne, słyszała o jakiś blokadach, ale nigdy nawet nie miała okazji tego wypróbować.
    — Najlepszą obroną jest atak – stwierdził wreszcie Severus, przez moment przyglądając się sylwetce dziewczyny. — Posłuchaj mnie – przysunął się do niej tak blisko, by słyszała nawet jego najcichszy szept. Hermiona podniósł głowę, chcąc spojrzeć mu w oczy. — Nie robię tego dla siebie. I wcale nie mam zamiaru kontynuować. Jeśli tak bardzo ci się to nie podoba, możemy znaleźć się u Czarnego Pana nawet w tym momencie.
    — Przepraszam, ja…
    — Walcz.
    Zaatakowała. Snape wcale się tego nie spodziewał. Dostał celowo niezbyt bolesny cios w brzuch, ale mimo to zgiął się w pół, czekając na dalszą reakcję dziewczyny. Jego szaty powiewały przy każdym ruchu, co dla Hermiony wydawało się takie... tajemnicze. Podobał jej się jego strój.
    Nie mogąc wreszcie patrzeć na jej niezdarne ruchy, postanowił to wreszcie przerwać. Stanęli w jednej linii. Snape nie znał wiele kroków i pozycji sztuk walki, ale chciał ją nauczyć tego, co sam potrafił. Pokazał jej kilka ruchów, a kiedy nie rozumiała, że rękę musi trzymać wyżej, musiał do niej podejść. Trochę zbyt mocno złapał ją w nadgarstku i uniósł jej rękę. Hermiona syknęła cicho. Ten, myśląc, że pewnie zastanie na jej nadgarstku pionowe linie, odsłonił rękaw z jej skóry.
    Ale ku jego zdumieniu wcale nie zobaczył tam żadnych linii. Był tylko biegnący wzdłuż żyły, wyryty tępym nożem napis "Szlama", który zrobiła jej Bellatrix podczas jednej z tortur.
    — To, co stanie się Kropli, dzieje się także mi – wytłumaczyła Hermiona, gdy Snape puścił jej dłoń. Wiedziała, że to właśnie nad tym się zastanawia. Nie musiała wchodzić do jego umysłu, by to wiedzieć. Gdyby nie to, że Snape obserwował ją podczas tortur w rezydencji Malfoy'ów, mógłby pomyśleć, że sama sobie to zrobiła. — Nadal nie mogę się tego pozbyć.
    — Koniec na dziś – powiedział wreszcie, odrywając wzrok od jej ciała.
    Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana. Zauważając jego spojrzenie, spuściła wzrok i odeszła na bok. On jednak nadal tam stał, tępo wpatrując się w dal.
    Co mógł zrobić tamtego wieczoru, gdy torturowana była Gryfonka? Gdyby próbował ją bronić, mógłby już nie wrócić do swoich lochów. Pozostało mu jedynie stać i patrzeć, udając, że to go fascynuje. Ale właśnie w takich momentach myślał o Lily. Ona też pochodziła z rodziny mugoli. Wyobrażał ją sobie na miejscu Hermiony, wyobrażał ją sobie z takim napisem na nadgarstku. Nawet z myślą o niej nie mógł pozwalać na dalsze torturowanie czarodziei. Wiedział, że Lily by na to nie pozwoliła.
    Ale jak mógł to wszystko odwrócić? Jeśli ludzie mieli głęboko zakorzenioną opinię o nim, nie był w stanie jej zmienić, nawet gdyby do końca życia stał po stronie dobra. Od osiemnastu lat działał po jasnej stronie, ale wszyscy i tak mieli go za złoczyńcę. Co więc więcej musiał zrobić, by mógł oczyścić swoją duszę?
Theme by MIA