poniedziałek, 20 listopada 2017

Rozdział 8. (20.11.2017r.)

Hermiona odwróciła się zaskoczona, słysząc ciche postukiwanie butów mężczyzny, niebezpiecznie się do niej zbliżające. Po chwili namysłu podniosła głowę i na moment zawiesiła wzrok na twarzy Snape'a, chcąc upewnić się, że to na pewno on. Odetchnęła z ulgą, gdy ziemista twarz, której widok przez ostatnie sześć lat wzbudzał w niej wiele mieszanych, często nawet sprzecznych ze sobą emocji, naprawdę tam była. Jak zwykle niewyrażająca żadnych emocji, a mimo to zdołała zauważyć, że pełna bólu, cierpienia i rozpaczy. I nie wiedzieć z jakiego powodu, nagle poczuła dla niego... listość. Bo było w jego spojrzeniu coś, co pozwalało jej zrozumieć, że Snape też był człowiekiem. Normalnie zaśmiałaby się na głos za tak durne stwierdzenie, jednak nie teraz, nie przy nim. Ale przez lata wszyscy uważali tego nietoperzowatego nauczyciela za drania, jakich mało, do tego mordercę, a ci, którzy wiedzieli co nie co o jego przeszłości, także za potwora.
    Ale byli też tacy, którzy uważali go za genialnego człowieka. Na moment starali się zapomnieć o jego kąśliwych uwagach i docinkach i zauważali jego geniusz i precyzję. Pasję, z jaką wykonywał każdy eliksir. Do takich właśnie osób należała Hermiona Granger.
    — Czas na walkę – oznajmił krótko, od razu odwracając się do niej tyłem i odchodząc na pewną odległość.
    Dziewczyna, lekko otumaniona bezczynnym wpatrywaniem w niekończącą się dal, wstała, przytrzymując się skalnej ściany. Powędrowała śladami nauczyciela i w międzyczasie schowała różdżkę do rękawa prawej dłoni, by w razie potrzeby móc ją szybko wysunąć. Severus przyjrzał się swojej przeciwniczce, po czym ukłonił się lekko, tak, jak uczył ją podczas drugiego roku nauki.
    Nastąpiło pierwsze uderzenie ze strony mężczyzny. Początkowo starali się nie uderzać zbyt mocno z dwóch względów – zwyczajnie nie chcieli siebie nawzajem uszkodzić. Drugim był zwyczajny brak poczucia komfortu. On był nauczycielem, a ona uczennicą i oboje nigdy nie wyobrażali sobie siebie w takiej sytuacji. Nie sądzili, że kiedykolwiek przyjdzie im się dotknąć. Mimo to wreszcie stwierdzili, nie mówiąc na głos rzeczywistych powodów, że nie mogą tylko udawać. Jeśli przez półtora tygodnia dziewczyna miała nauczyć się bronić w razie, gdyby nie mogła korzystać z magii, w co oboje nie wierzyli, że uda jej się dokonać, nie mogła jedynie pogrywać. Musiała czerpać tak intensywne lekcje, na jakie tylko pozwalał jej jej własny organizm.
    Severus prawidłowo unieszkodliwił jej prawą dłoń, nieco zaskoczony zamaszystym ruchem, którego kompletnie się nie spodziewał. Lekko uderzył w jej plecy, chcąc pokazać, co by zrobił na jego miejscu inny mężczyzna, gdyby chciał ją skrzywdzić. Pisnęła niemo, gdy zbyt mocno wykręcił jej dłoń, ale on wcale nie miał zamiaru jej puścić. Jego zadaniem było wiedzieć, jak zachowa się w sytuacji kryzysowej i nauczyć ją poprawnych odruchów i reakcji. Kopnęła do tyłu, ślepo celując. Boleśnie uderzyła w jego kolano, później piszczel, ale nie puszczał jej nawet wtedy, gdy jej noga znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Żaden napastnik nie puściłby jej tak łatwo.
    Hermiona, przypominając sobie to, co zauważyła na jakimś amerykańskim filmie, postanowiła przerzucić Snap'a przez swoje plecy, by ten wylądował na ziemię. Naprawdę nie wierzyła w powodzenie tego czynu i z oczami jak galeony rzuciła wzrokiem na leżącego w tumanie kurzu profesora. Nie pozostając jej dłużnym, chwycił jej kostki. Runęła obok niego jak długa, czując ten sam okropny ból pleców, co on. Złączyli się w szamotaninie. Hermionie widoczność przysłaniały czarne szaty Severusa opadające jej na twarz. Nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się zbyt blisko urwiska. W momencie, gdy teren podłoża spod pleców dziewczyny zakończył się, przez siłę grawitacji została drastycznie wyrwana z ciasnych objęć Severusa i jego pięści zaciśniętych na jej ubraniu.
    Zdawało jej się, że jej ciało właśnie roztrzaskało się o skały, kiedy ciśnienie w jej płucach w przeciągu sekundy zmieniło się. Widziała tylko skrawki otoczenia poprzez spowite czarną mgłą obrazy przesyłane przez oczu do mózgu. Łapczywie próbowała nabrać powietrza do zamkniętych płuc, chorobliwie starała się chwycić różdżkę wypadającą z rękawa, by rzucić czar.
    Mało brakowało, by Snape spadł razem z nią. Stabiluzując swoja wychyloną pozycję, drżącymi ze strachu rękoma wycelował różdżkę w jej stronę i rzucił na nią zwykłe Wingardium Leviosa, które jako pierwsze przyszło mu do głowy. Nadal trzymając różdżkę, opuścił głowę na skałę, czując, jak serce uderza mu w piersi chyba sto razy szybciej niż powinno.
    Hermiona poderwała się do góry, z początku nie wiedząc, że to zasługa Snape'a. Powoli unosząc się do góry, podniosła głowę i spojrzała na odzianą w czerń postać wyglądającą na nią z jaskini. Odetchnęła z ulgą, widząc jego przerażoną twarz. Gdy była już na odpowiedniej wysokości, wciągnął ją do jaskini i ułożył na ziemi, jednocześnie zdejmując czar.
    — Moj boże – wychrypiała, opierając głowę o skalną ścianę. Oddychanie nadal przychodziło jej z trudem, a nie pomagały w tym płuca, w których miała wrażenie, że znajduje się ciężki kamień.
    Severus opadł obok niej, ciężko dysząc. Szybko stwierdził, że jest już chyba za stary na takie atrakcje. Wystarczyłby ułamek sekundy, by mógł oglądać roztrzaskane ciało dziewczyny.
    — Dziękuję – wyszeptała pomiędzy długimi oddechami.
    Snape spojrzał na nią niemało zaskoczony. Ale gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, posłała mu nieco niemrawy uśmiech.
    To był koniec treningów jak na ten dzień. Zgodnie doszli do wniosku, że choć wiele nie zrobili, muszą odpocząć.
    — Wnioski z dzisiejszego lekcji? – zapytał, siadając wieczorem przy kuchennym stole.
    — Czasem tylko śmierć może nas uratować? – odpowiedziała Hermiona pytaniem, nie mając siły na myślenie.
    Snape zaśmiał się. O bogowie, on naprawdę się zaśmiał! Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona, po czym na jej usta wpłynął uśmiech. To było dziwne, widzieć Mistrza Eliksirów w takim stanie, jednak to było też... fascynujące. Na swój sposób.
    Jednak od razu po tym wrócił do swojego normalnego tonu i dodał:
    — Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
    Lekko wzdrygnęła się na jego słowa. Nie rozumiała do kogo lub czego miały się odnosić, ale wiedziała, że będą stanowiły ważną rolę. Severus Snape nigdy nie mówił pustych słów.
    Zanim się obejrzeli, zapadła noc. Przez ten czas nie zamienili już ani słowa, co dodatkowo wywoływało w Hermionie poczucie dyskomfortu. W momencie, w którym Snape uratował jej życie, zrozumiała, że gdyby naprawdę był tak złym człowiekiem, jakim go malują, nie pomógłby jej. Dlatego leżała teraz, natarczywie wpatrzona w sufit. Nie chciała tej nocy wdzierać się do umysłu Pottera, on przecież też musiał odpoczywać. Choć nie miał pojęcia o jej obecności w nim, to było nieprzyjemne, oglądać tajemnice przyjaciela, których normalnie nie chciałby zdradzić. Nie chciała tego robić, ale przez takie podglądanie nie raz odnalazła wskazówkę. Dlatego było to nieuniknione. Nie chciała też spać. Bała się, że po raz kolejny nawiedzą ją koszmary o bitwie, jaka miała nadejść. Zwykle o tym nie myślała, bo Dumbledore zapewniał jej jako taką ochronę, jednak kiedy ten zginął, a Voldemort przejął kontrolę nad światem magii, obawiała się, że zginą również jej przyjaciele.
    I ucieszyła się, że zrezygnowała ze snu, gdy dzięki wyczulonemu słuchowi usłyszała kroki powoli zbliżające się do miejsca, w którym się znajdowała. Oszacowała, że osoba może się znajdować blisko wejścia do jaskini, czyli może jakieś dwadzieścia metrów od niej. Pamiętała też o zaklęciach zabezpieczających ten teren i o tym, jak dzięki takim właśnie zaklęciom udało jej się ukryć z Harry'm i Ronem podczas wakacji. Ale nawet mimo to postanowiła zaalarmować Snape'a. Odsłaniając czarną kotarę, w miarę możliwości cicho przebiegła do łóżka mężczyzny i ostrożnie potrząsnęła jego ramieniem. Ten zbudził się w mniej niż sekundę i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
    — Panie profesorze – zaczęła, szukając odpowiednich słów. Tak się trzęsła, że miała problem nawet z mówieniem. — Ktoś tu chyba jest.
    Snape zerwał się w jednej chwili, nie robiąc przy tym prawie żadnego hałasu. Uniósł szybko różdżkę, jakby miał ją przygotowaną na właśnie taki wypadek. Chwytajac lekko rozkojarzoną, ale nadal myślącą Hermionę za nadgarstek, pospiesznym krokiem opuścił namiot. Na zewnątrz stanęli obok siebie przyglądając się postaci powolnie kroczącej w ich stronę. To na pewno nie był mugol. Wyciągnięta różdżka, gotowa do ataku, to chyba dowód nie do obalenia.
    Severus odwrócił się w stronę dziewczyny i palcem wskazującym na ustach nakazał jej zachować ciszę. Sam odwrócił się w stronę namiotu, z którego chwilę wcześniej wyszli i jednym machnięciem różdżki złożył go i ponownie schował do ozdobnego pudełeczka. Hermiona w tym czasie rzucała przed siebie zaklęcia ochronne, w razie gdyby te poprzednie przestały działać. Ręce jej drżały, ale starała się zachować wewnętrzny spokój. To musiało być podstawą jej działań. Bez tego zaklęcia mogłyby wyjść... no cóż, źle.
    Severus podszedł do niej, nie odzywając się. Na moment zawiesił wzrok na postaci kroczącej w półmroku w ich stronę, po czym wysunął lewą dłoń w jej stronę i lekko skinął głową, jakby pytając ją o zgodę. Ona jedynie zacisnęła dłoń na jego dłoni i zamknęła oczy.

wtorek, 14 listopada 2017

Rozdział 7. (18,11.2017r.)

    Do końca dnia starali się nie wchodzić sobie w drogę. Było to jednak trudne, zważywszy nawet na jedną sypialnię, którą dzielili. Była ona przedzielona zasłoną robiącą za ścianę, jednak Hermionie zdawało się, że nawet przez ten gruby, nieprzezroczysty materiał może dostrzec pochmurną twarz Severusa.
    Próbowała jakoś pozbyć się nadmiaru czasu, ale nie zabrała ze sobą żadnych książek. Nie miała nawet pergaminu ani pióra, by napisać jakieś ponadprogramowe wypracowanie. Nawet jeśli mogłaby spytać o to Snape'a, wolała zwyczajnie siedzieć i wpatrywać się tępo w ścianę.
    Kilka razy weszła do umysłu Harry'ego. Przejrzała wszystkie jego wspomnienia z ostatnich dni dotyczące poszukiwań. Szukała ukrytych wskazówek, patrzyła jednocześnie jego i swoimi oczami. Miała nadzieję, że uda jej się coś znaleźć, jednak nie wpadła na żaden trop. Taki stan rzeczy trwał już od kilku miesięcy. Nie byli w stanie poczynić żadnych postępów. Podsuwała Harry'emu myśli, by ten wrócił do Nory, jednak on skutecznie je odpychał.
    Hermiona była perfekcyjna w oklumencji i legilimencji. Mogła wdzierać się do umysłu Wybrańca, tak, by on nawet nie miał o tym pojęcia. Posuwała mu wizje, a on, myśląc, że to jego własne myśli, nawet nie zastanawiał się o jej obecności w swoim umyśle. W niektórych momentach była w stanie nawet przejąć nad nim całkowitą kontrolę i mówić jego ustami. A Harry nadal był przekonany, że to jego własne ciało tak działa. Nie czuł nic. Ze strony Hermiony wystarczyło kilka starożytnych zaklęć i ogromnego skupienia, by pomóc chłopakowi. Stała się lepsza od Voldemorta, który posuwał Harry’emu wizje i pałaszował jego umysł, zostawiając po sobie ból jako ślad swoich działań.
    Była dumna z siebie. Choć wiedziała, że nikt nigdy nie dowie się, ile błędów mniej dzięki niej popełnił Harry, wiedziała także, że wygrana wojna będzie również jej zasługą. Mimo że przez cały czas będzie działać w ukryciu, znacznie przyczyni się do zwycięstwa.
    Tej nocy nie była w stanie zmrużyć oka. Nieprzerwanie znajdowała się w umyśle przyjaciela, przez sny podsuwając mu wskazówki do dalszego działania. Przez cały rok szkolny zbierała informacje na temat Toma Riddle'a, dlatego znała miejsca i przedmioty najbliższe jego sercu. Dzięki takim właśnie działaniom Harry odnalazł dwa horkruksy.
    Snape także nie spał. Oczami przez kilka godzin w ciemności przyzwyczajonymi do takiego stanu obserwował, jak dziewczyna co i rusz wstaje z łóżka i chodzi po drewnianej podłodze. Podarował wcześniej jej niewielki koc, ale mimo to widział, jak jej ciało drży. Słyszał, jak wywołuje swoją Kroplę i wysyła ją do jej rodziców, a kiedy ta wraca, do Hogwartu. Później mówiła coś o miejscach bliskich jego sercu, kimkolwiek on był, głosem tak delikatnym, jakby opowiadała komuś bajkę. Tymczasem miał wrażenie, że mówi o czymś przerażającym. Chciał wiedzieć, ale nie pozwalał sobie na wdarcie się do jej umysłu. Nie teraz, gdy musiała być w pełni skupiona. Inaczej własna Kropla mogłaby ją zabić. Lub zginąć, jeśli właśnie była na torturach. Choć Hermiona powiedziała mu, że śmierć w tym wypadku nie jest możliwa, albo o tym nie wiedziała, albo nie chciała mówić mu prawdy. Nie wiedział, czy ona ma pojęcie, że Kropla może ją zamordować własnymi rękoma. Spytał ją o jej wiedzę tylko dlatego, że chciał ją sprawdzić.
    Bez przerwy obserwował dziewczynę. Widział, jak bezradnie snuje się po kuchni w poszukiwaniu czegoś, czym tylko można by zapchać pusty żołądek. Jeśli będąc w Hogwarcie skończyła posiłki na śniadaniu, właśnie zaczynała się jej druga doba głodówki. Nie mógł jej nic dać. Widok jej smutnej twarzy jeszcze bardziej pogarszał jego samopoczucie. Nie, ona wcale nie była smutna z głodu. Ale gdy wszystkie emocje się w niej skumulowały, nie była już w stanie wykrzesać z siebie ani grama energii do życia.
    Nie mogąc znieść widoku bezbronnej Gryfonki, która zdawała się rozmyślać tylko o ataku na Hogwart, jaki za niecałe dwa tygodnie mieli wykonać Śmierciożercy, zarządził natychmiastową ewakucję z tego miejsca. Dwadzieścia cztery godziny w jednym miejscu to i tak o wiele dłużej, niż planował tam pozostać. Lepszym wyjściem było nie ryzykować jeszcze dłużej i jak najszybciej zmienić swoje położenie.
    Odkąd Voldemort został oficjalnym dyrektorem Hogwartu i nieoficjalnie przejął władzę nad ministerstwem, niczego nie można było być pewnym. Po części spełniło się jego marzenie - Tom Riddle chciał nauczać, a teraz w pewnym sensie dostał taką szansę. Co by było, gdyby kiedyś mu się to udało? Może ścieżki jego życia potoczyłyby się inaczej? Severus z ukłuciem w sercu stwierdził, że być może Tom pozostałby na dobrej drodze, a to okrucieństwo nigdy nie miałoby miejsca. A co za tym idzie, nie powstaliby Śmierciożercy, Snape by do nich nie dołączył, a Lily by przeżyła. Choć to nie były potwierdzone informacje, Namiar mógł działać teraz na całą społeczność czarodziei. Prawdopodobnie nikt już nie był w stanie się ukryć, a śmierć młodego Pottera była tylko kwestią czasu, zabawą, na której finał Czarny Pan chciał się odpowiednio przygotować.
    Hermiona założyła swoją szkolną szatę, by uchronić się przed chłodem. Namiot z powrotem znalazł się w malutkim pudełeczku w dłoni Snape'a, a następnie w jego głębokiej kieszeni. Od miejsca, w którym się znajdowali, nie było zbyt daleko od miasta, więc postanowili nie używać magii tylko przejść ten odcinek pieszo. Dla własnego bezpieczeństwa postanowili ograniczać korzystanie z magii.
    Wraz z brzegiem lasu zagęszczenie roślinności malało, a widoczność stopniowo rosła. Więc na zewnątrz wcale nie było aż tak ciemno i pochmurno, jak im się wydawało.
    Hermiona wędrowała za Severusem. Ten sprawiał wrażenie całkowicie pewnego ich położenia, ale w rzeczywistości nie miał pojęcia, gdzie mogą dalej się udać. Znów uciekać? Wrócić do Hogwartu? Wrócić do swoich własnych domów i zapomnieć? Racjonalna wydawała się tylko pierwsza opcja. Ale gdzie mogli się udać? Odpadało Grimmauld Place. Śmierciożercy już prawdopodobnie znali tą kryjówkę, jeśli działał Namiar. Snape często tam bywał. Nawet w swoich własnych lochach zabezpieczonych wieloma zaklęciami nie mógł czuć się bezpieczny. Nora? Możliwe, że Weasley'owie założyli tam jakieś zaklęcia antysnape'owe. Jeśli ktokolwiek mógłby uzyskać tam schronienie, byłaby to tylko i wyłącznie panna Granger. Pomysł, na który wpadł po ujrzeniu kolorowego szyldu reklamowego, wydawał się być wybawieniem dla jego podopiecznej i najgenialniejszym, na jaki wpadł przez ostatnie czterdzieści osiem godzin.
    - Skręć tu - nakazał, wskazując wąskie przejście pomiędzy dwoma budynkami. Hermiona zatrzymała się we wskazanym miejscu i uniosła głowę, chcąc spojrzeć na wyższego od siebie meżczyznę. - Transmutuj swoje ubrania w jakieś... mugolskie.
    Nawet nie zadawała pytań. Była na to psychicznie wykończona. Nie miała problemu ze zmianą swojej odzieży. Jej codzienna garderoba w połowie składała się przecież z mugloskich ubrań. Za to Snape miał małe wątpliwości co do swojego stroju. Jego czarne spodnie zamieniły się w granatowe spodnie od garnituru, zwiewna szata w czarną koszulę i marynarkę. Hermiona, gdy tylko go ujrzała, z włosami związanymi z tyłu czarną kokardką, musiała kilka razy zamrugać oczami, niedowierzając własnemu zmysłowi. Po siedmiu latach oglądania Snape'a w praktycznie identycznych szatach, taki widok był nie lada zaskoczeniem .Wyglądał... inaczej. Ale mimo to jego zamiłowanie do czerni nie zniknęło. Szybko odwróciła wzrok, gdy ich spojrzenia spotkały się, ay dziewczyna studiowała jego nową fryzurę. Udając, że wpatrywała się w coś za jego plecami, znów spojrzała na swój strój. Jej zwykłe jeansowe spodnie i błękitna bluzka nijak nie pasowały do oficjalnego stroju profesora, więc szybko przetransmutowała je w czarną sukienkę i marynarkę. Severus spojrzał na nią z lekkim podziwem. On także był zaskoczony jej wyglądem. Nie wyglądała już jak zwykła uczennica, a jak dorosła kobieta, którą w gruncie rzeczy właściwie była. Ale on dopiero pierwszy raz zwrócił na to uwagę.
    Uchylając jej rąbka swoich planów, powiedział, co zamierza. Ona tylko skinęła głową, nawet nie dyskutując. Zdziwił się, bo nawet na trzecim roku, kiedy chodziła na podwójne lekcje, nie była tak bardzo wyczerpana. Ale czy codzienne tworzenie Kropli, przesiadywanie w umyśle przyjaciela, uciekanie i tworzenie intryg nie jest wyczerpujące? Odpowiedź nasunęła mu się sama.
    Skręcili w stronę niewielkiego sklepu, znajdującego się na uboczu. Liczyli spędzić tam możliwie jak najmniej czasu, by nikt nie mógł ich schwytać. Oboje z drżącymi rękoma liczyli mugolskie pieniądze i obliczali, co mogą za nie kupić. Severus nigdy by się nie przyznał do tego, co naprawdę czuł. Śmierć była obok niego przez wiele lat. Był obok nietej mrocznej panij od dawna, bo samego Voldemorta można było uznawać za jej wcielenie. Ale teraz, gdy wiedział, że zginie, bał się. Ona naprawdę się bał! Wiedział, jaka kara czeka go za pomoc Hermionie w ucieczce. Ale teraz, gdy śmierć zdawała się trzymać go za rękę, dopiero zrozumiał jej oblicze. Dlatego prawie ze łzami w oczach patrzył na nieskalaną złem Gryfonkę, która miała przed sobą całe życie. Na razie krótkie życie, zabrudzone widmem wojny. I wiecznie krótkie, bo ona prawdopodobnie też zginie. Nie miał pomysłu, jak ją zachować i żadna wena na jej uratowanie zdawała się nie mieć najmniejszego zamiaru przyjść do jego głowy.
    Twarz blondwłosej kasjerki zdawała się im kogoś przypominać, jednak żadne nie mogło sobie przypomnieć, kogo konkretnie. Dla pewności czym prędzej opuścili tamto miejsce, biegnąc w stronę tego samego przejścia między dwoma mieszkalnymi budynkami, by stamtąd jak najszybciej teleportować się do innego miejsca. Severusowi wydawało się, że nigdy nie widział tamtej kobiety w szeregach Śmierciożerców, jedna mogła mieć z nimi kontakty.
    Tym razem wyboru padł na skaliste wybrzeża Kornwalii. W jednej ze skał brzegowych znajdowała się wymyta przez słoną wodę jaskinia, niedostępna dla mieszkańców jej okolic. Możliwe nawet, że większość nie miała pojęcia o jej istnieniu. Pobyt w takim miejscu zapewniał większą dawkę bezpieczeństwa, jeśli można było to tak nazwać.
    Im obojgu to miejsce jakoś dziwnie przypadło do gustu. Było ich własną, prywatną kryjówką, miejscem niedostępnym i nieistniejącym dla innych. Czuli się tam... zwyczajnie bezpieczni. Żaden mugol nie był w stanie ich tam znaleźć, a po rzuceniu odpowiednich czarów, także istoty magiczne mogły mieć z tym problem. Szum fal uderzających o skały miał kojące działanie. Delikatnie wyciszał umysły dwóch zbłąkanych uciekinierów, pozwalające im na chwilę względnego relaksu. Podczas gdy namiot Snape'a wzbijał się powietrze, by po chwili stanąć na podłożu, Hermiona rzucała zaklęcia obronne i takie, które sprawiły, że stali się niewidoczni, tworząc wokół tego miejsca coś na kształt bańki mydlanej. Gdyby można było zobaczyć te zaklęcia w powietrzu, właśnie tak by wyglądali.
    Z ogromnym zdumieniem zauważył, jak Hermiona chowa do kieszeni kawałek bułki, który dla niej przeznaczył. Najwyraźniej wiedziała, ile tułaczki jeszcze ją czeka.
    Severus usiadł przy niewielkim kuchennym stoliku i ułożył przed sobą pergamin i kałamarz. Trzymając w dłoni pióro, skrobał jego końce smukłymi palcami. Zamierzał wrócić do czasów, gdy jako uczeń tworzył zaklęcia. Tamte nie były wielce skomplikowane i miały służyć jedynie jego dobrej zabawie. Teraz na wagę wchodziło życie dziewczyny. Już poprzedniego wieczoru opracował plan na ten czas, ale kompletnie nie wiedział, jak się za niego zabrać. Tym bardziej, że nigdy nie zagłębiał się w te konkretne odmęty czarnej magii. Za to Hermiona postanowiła spędzić ten czas na zwykłym, bezmyślnym siedzeniu na urwisku, bokiem oparta o skalną ścianę jaskini, i rozmyślaniu o tym, co wydarzy się w datę wyznaczoną przez samego Czarnego Pana jako atak na jej ukochaną szkołę. Wiele myślała o tym, czy nie uciec od Mistrza Eliksirów i próbować uratować się na własna rękę. On i tak obdarzył ją zaufaniem, nie rzucając na nią zaklęć czy, chociażby, nie przywiązując jej do drzewa, by nie uciekła. Ale nie mogła tego zrobić. Wiedziała, że naraził własne życie, by pomóc jej uciec. I to on nie pozwolił jej schwytać przez kilka ostatnich dni. To też właśnie on chciał ją chronić i uczył ją, jak może się obronić.

poniedziałek, 13 listopada 2017

Rozdział 6. (14.11.2017r.)

    Mimo zapewnienia Severusa Snape'a, że może spokojnie spać, Hermiona nie była w stanie zmrużyć oka. W namiocie było względnie ciepło, ale jej ciało marzło, bo ona sama tak bardzo się denerwowała. Wiele słyszała o tym, co Śmierciożercy byli w stanie zrobić ludziom. A przecież miała spać w jednym namiocie z jednym z nich. To niedorzeczne!, powtarzała sobie przez cały wieczór, Przecież robię dokładnie tak, jakbym chciała na własne życzenie się zabić. Zastanawiała się też, czy ta ucieczka nie była tylko zabawą w kotka i myszkę. Snape mógł jej naopowiadać o swojej dobroci i o chęci pomocy, a w rzeczywistości wykończyć ją pierwszej nocy jakimiś zaklęciami, o jakich nawet nie chciała myśleć, a później podać na tacy samemu Voldemortowi, by ten z uśmiechem dokończył jego dzieło. I była pewna, że Snape mógłby doprowadzić ją do takiego stanu, żeby ta błagała o śmierć.
    Kiedy podczas wakacji mieszkała z Harrym i Ronem w podobnym namiocie, była bardziej pewna tego, że dożyje poranka. To ona rzucała wszelkie zaklęcia ochronne i z racji tego, że nikogo dookoła nie było, nie było możliwości natychmiastowego usunięcia tych zaklęć. Kiedy obok stał Snape, rzucający zaklęcia niewerbalnie, nie mogła być już taka pewna swojego bezpieczeństwa. Mógł zablokować jej czary. Co, jeśli namiot nie był zabezpieczony, a oni byli wystawieni na atak popleczników Voldemorta? Nie mogła spać, musiała być w pełni gotowa.
    Jednak sen dotknął ją tuż nad ranem, gdy zaczynało świtać. Była przemęczona nie tylko tym jednym dniem, który z pewnością podarował jej zbyt wiele emocji, ale całym rokiem. Bo właśnie rok temu zaczęła się prawdziwie ciężka praca, kiedy razem z Wybrańcem i jego rudym przyjacielem postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i zacząć działać przeciwko Czarnemu Panu. Wtedy Harry zaczął obmyślać plany, ale dopiero gdy zginął Dumbledore, zrozumiał, że to on jest odpowiedzialny za odnalezienie pozostałych horkruksów. Postanowił wyruszyć razem ze swoimi przyjaciółmi na poszukiwania.
    I Hermiona nadal byłaby z nimi, gdyby nie to, że Ronald Weasley postanowił trenować rzucanie nożami, które miesiąc wcześniej Hermiona zaproponowała mu jako przydatną i skuteczną broń. Tamtego wieczoru pożyczyła od Harry'ego pelerynę niewidkę i udała się na spacer po lesie, by uzbierać leśnych owoców. Gdy wracała do ich namiotu, Ron nadal trenował. W pewnym momencie dostrzegł, że coś między krzakami się rusza. Co z tego, że był chroniony przez zaklęcia i był niewidoczny dla otoczenia. Postanowił zaatakować potencjalne zagrożenie pięcioma sztyletami. To Hermiona pod peleryną niewidką okazała się tym, który miał stwarzać zagrożenie. Uwagę Ronalda zwróciło to dopiero wtedy, gdy noże najpierw zatrzymały się w powietrzu, później ktoś wrzasnął i wreszcie wszystkie noże opadły na ziemię. Dopiero wtedy pobiegł do przyjaciółki. Dziewczyna mogłaby z nimi dalej pracować po wyleczeniu ran, gdyby nie to, że sztylety były zatrute przez jej własne czary. Na rany nie działały żadne czarodziejskie zaklęcia i mogła pomóc tylko mugolska medycyna. Więc dziewczyna musiała wrócić do domu w ciężkim stanie. Ostatecznie wróciła także do szkoły, na siódmy rok nauki.
    I to właśnie wtedy wpadła na pomysł stworzenia kropli astralnej. Wiedziała, że w szkole nie byłaby bezpieczna, dlatego, choć bardzo chciała, nie mogła tam wrócić. Przez miesiąc ćwiczyła, a kiedy doszła do perfekcji, wysłała swoją kroplę do Hogwartu. Było trudno nad tym panować, bo jednocześnie była w dwóch miejscach na raz, jednocześnie rozmawiała z różnymi ludźmi. Było to też bolesne, ze względu na chwilowe rozszczepienie duszy. Nie działało to na tej zasadzie co tworzenie horkruksu – tutaj nie trzeba było nikogo zabijać. Przy horkruksach rozszczepienie nie bolało, tylko kosztowało to cierpienie kogoś innego. Kropla także nie mogła umrzeć ani pod wpływem Veritaresum czy Imperiusa wyjawić tego, czego osoba nie chciała wyjawić – mówiła to, co osoba chciała podać jako kłamstwo.
    I właśnie tak cały rok szkolny spędziła z rodzicami. Tego jednego dnia postanowiła udać się do Hogwartu, bo przez kilka ostatnich dni było tam w miarę spokojnie. Nie liczyła, że stanie się coś takiego.
    Severus także nie mógł tej nocy spokojnie spać. On, co prawda, zmrużył oko na kilka godzin, jednak zdecydowanie bardziej wolałby być niewyspanym. Koszmary nawiedziły go kolejny raz, nieprzerwanie od kilku lat. Ta noc była chyba jednak najgorsza ze wszystkich, jakie dane mu było przeżyć.
    Dlatego spotkali się oboje przy kuchennym stole z humorami tak paskudnymi, że nawet nie mieli ochoty czuć do siebie wzajemnej niechęci. Trzymając różdżki w pogotowiu, siedzieli naprzeciw siebie ze spuszczonymi głowami i kubkami mugolskiej kawy, jaką znaleźli w jednej z szafek. Nad nimi lewitowała niedużą lampa, oświetlając pomieszczenie. Mimo że o tej porze powinno już być jasno, przez ciemnoszare chmury na niebie panował jeszcze półmrok.
    — Koniec tego obijania – oświadczył Snape, wstając od stołu. Hermiona miała wrażenie, jakby ktoś właśnie podłączył go do jakiejś ogromnej ładowarki i dał mu podwójną dawkę energii i witalności. To niemożliwe, żeby była to sprawka tej kawy. — No już, panno Granger, wstawaj!
    Posłusznie podniosła się, zostawiając na stole swój kubek, i powlokła się za mężczyzną. Zatrzymała się na moment, kiedy tylko zobaczyła, że ten prowadzi ją na zewnątrz. Nie miała na sobie nawet szaty albo chociażby swetra czy bluzy, tylko zwykłą koszulkę, a nawet jeśli była połowa kwietnia, temperatura nie dogadzała.
    — No już, Granger. W walce nie będziesz miała ciepłego sweterka i sprzyjających warunków. Będziesz w beznadziejnej sytuacji, a wróg będzie chciał cię zabić i nie będziesz widziała żadnej alternatywy, więc lepiej rusz się.
    Na jej twarz wpłynął lekki grymas niezadowolenia, a chwilę później także niezrozumienia. Kompletnie nie rozumiała, co miał na myśli. O czym o mówił?
    — Słucham?
    Jednak on wcale nie miał zamiaru odpowiadać. Stanął kilka metrów przed wejściem do namiotu i odwrócił się w jej stronę. Gestem dłoni pokazał jej miejsce, w którym chciał, żeby stanęła. Pocierając ramiona, ustawiła się przed wyższym mężczyzną.
    Wiał dość mroźny wiatr. Zdawało się, że za moment spadnie z nieba ulewa, co wcale nie pomagało.
    — Schowaj różdżkę – zarządził, a ona aż pobladła.
    Nie wierzyła, że Snape chciał ją tak łatwo zabić! Był taki arogancki, że chciał ją pozbawić ostatecznej możliwości obrony. O nie, chociaż mogło mu się wydawać, że jest tylko głupią mugolaczką, ona przecież wcale taka nie była.
    — Nie bój się – dodał, na co Hermiona spięła się jeszcze bardziej. — Zamierzam nauczyć cię walczyć.
    — Bez różdżki?
    Snape wydawał się być u szczytu irytacji. Jego zdenerwowanie właśnie sięgało apogeum, jednak mimo to wydawał się być... rozbawiony.
    — Nie uwierzę, jeśli mi powiesz, że twoje oczy nigdy nie widziały mugolskiej walki.
    Dopiero teraz zaczęła rozumieć. Miał na myśli mugolską samoobronę! Nie powinna mu od razu ufać, ale zaśmiała się. Ona tu myślała jak spisać testament, a ten chce ją tylko nauczyć się bronić!
    Severus podwinął rękaw prawej ręki i na moment zatrzymał dłoń na lewym nadgarstku, wahając się. Po krótkim namyśle odsłonił także ten drugi. Hermiona odwróciła wzrok od Mrocznego Znaku na jego ciele, ale chwilę później ukradkiem zawiesiła wzrok na tamtym miejscu. Pierwszy raz miała okazję przyjrzeć się czemuś takiemu. Wcześniej były tylko ułamki sekund na oglądanie tego tatuażu i to w warunkach zagrażających życiu. Snape udawał, że nie zauważa jej niezdrowego zainteresowania swoim ciałem.
    Odszedł dwa kroki do tyłu, chcąc uśpić jej czujność, po czym zamaszystym ruchem wycelował w jej twarz. Dziewczyna odchyliła się zaskoczona do tyłu, chcąc uniknąć ciosu, który w gruncie rzeczy miał być tylko atrapą, w efekcie czego upadla plecami na wilgotną ściółkę.
    — Co to miało być? – warknęła, podnosząc się, i otrzepała ubrania z liści.
    — Nie zareagowałaś – stwierdził niezadowolony.
    — A niby co miałam zrobić? Przywalić panu w ten piękny nosek?
    Nie zastanawiając się długo, Snape wycelował w jej brzuch. Udało jej się odepchnąć jego rękę od swojego ciała, jednak nie zdołała zablokować ciosu. Merlinie, nigdy nie miała do czynienia z czymś takim! Jasne, słyszała o jakiś blokadach, ale nigdy nawet nie miała okazji tego wypróbować.
    — Najlepszą obroną jest atak – stwierdził wreszcie Severus, przez moment przyglądając się sylwetce dziewczyny. — Posłuchaj mnie – przysunął się do niej tak blisko, by słyszała nawet jego najcichszy szept. Hermiona podniósł głowę, chcąc spojrzeć mu w oczy. — Nie robię tego dla siebie. I wcale nie mam zamiaru kontynuować. Jeśli tak bardzo ci się to nie podoba, możemy znaleźć się u Czarnego Pana nawet w tym momencie.
    — Przepraszam, ja…
    — Walcz.
    Zaatakowała. Snape wcale się tego nie spodziewał. Dostał celowo niezbyt bolesny cios w brzuch, ale mimo to zgiął się w pół, czekając na dalszą reakcję dziewczyny. Jego szaty powiewały przy każdym ruchu, co dla Hermiony wydawało się takie... tajemnicze. Podobał jej się jego strój.
    Nie mogąc wreszcie patrzeć na jej niezdarne ruchy, postanowił to wreszcie przerwać. Stanęli w jednej linii. Snape nie znał wiele kroków i pozycji sztuk walki, ale chciał ją nauczyć tego, co sam potrafił. Pokazał jej kilka ruchów, a kiedy nie rozumiała, że rękę musi trzymać wyżej, musiał do niej podejść. Trochę zbyt mocno złapał ją w nadgarstku i uniósł jej rękę. Hermiona syknęła cicho. Ten, myśląc, że pewnie zastanie na jej nadgarstku pionowe linie, odsłonił rękaw z jej skóry.
    Ale ku jego zdumieniu wcale nie zobaczył tam żadnych linii. Był tylko biegnący wzdłuż żyły, wyryty tępym nożem napis "Szlama", który zrobiła jej Bellatrix podczas jednej z tortur.
    — To, co stanie się Kropli, dzieje się także mi – wytłumaczyła Hermiona, gdy Snape puścił jej dłoń. Wiedziała, że to właśnie nad tym się zastanawia. Nie musiała wchodzić do jego umysłu, by to wiedzieć. Gdyby nie to, że Snape obserwował ją podczas tortur w rezydencji Malfoy'ów, mógłby pomyśleć, że sama sobie to zrobiła. — Nadal nie mogę się tego pozbyć.
    — Koniec na dziś – powiedział wreszcie, odrywając wzrok od jej ciała.
    Hermiona spojrzała na niego zdezorientowana. Zauważając jego spojrzenie, spuściła wzrok i odeszła na bok. On jednak nadal tam stał, tępo wpatrując się w dal.
    Co mógł zrobić tamtego wieczoru, gdy torturowana była Gryfonka? Gdyby próbował ją bronić, mógłby już nie wrócić do swoich lochów. Pozostało mu jedynie stać i patrzeć, udając, że to go fascynuje. Ale właśnie w takich momentach myślał o Lily. Ona też pochodziła z rodziny mugoli. Wyobrażał ją sobie na miejscu Hermiony, wyobrażał ją sobie z takim napisem na nadgarstku. Nawet z myślą o niej nie mógł pozwalać na dalsze torturowanie czarodziei. Wiedział, że Lily by na to nie pozwoliła.
    Ale jak mógł to wszystko odwrócić? Jeśli ludzie mieli głęboko zakorzenioną opinię o nim, nie był w stanie jej zmienić, nawet gdyby do końca życia stał po stronie dobra. Od osiemnastu lat działał po jasnej stronie, ale wszyscy i tak mieli go za złoczyńcę. Co więc więcej musiał zrobić, by mógł oczyścić swoją duszę?

środa, 30 listopada 2016

Rozdział 5. (30.11.2016r.)

    Mijały godziny, a Snape nadal obserwował widok za oknem. Hermiona zaczynała się powoli denerwować zachowaniem profesora, jednak nic nie mówiła. Nie wychodziła także do kuchni porozmawiać z przyjaciółmi - chyba pierwszy raz nie czuła takiej potrzeby. Słyszała przekrzykujące się odgłosy kłótni, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Usiadła na łożu, przymknęła oczy i zaczęła rozmyślać. Zatapiała się coraz głębiej w niekończącej się otchłani wybujałej wyobraźni, kiedy usłyszała cichy, chłodny głos Snape'a.
    — Za dziesięć minut wychodzimy.
    Otworzyła oczy, wyrywając się z transu i spojrzała niepewnie na mężczyznę. Stał tyłem do niej. Czarne, przetłuszczone włosy ledwo dotykały ramion i były idealnie proste. Dłoń nerwowo trzymał w miejscu, gdzie pod warstwą materiału znajdowała się różdżka.
    — Mamy jakiś plan? – spytała cicho Gryfonka, nie spuszczając z niego wzroku. Zawahał się, ale odpowiedział krótko:
    — Tak.
    Dziewczyna wstała z łoża, starając się nie zrobić przy tym żadnego hałasu. Skierowała się do drzwi i nacisnęła klamkę, która zaskrzypiała ze starości, jednak mężczyzna w czarnych szatach nawet nie drgnął. Na korytarzu odetchnęła z ulgą i przymknęła na chwilę oczy, aby uspokoić nerwy. Skierowała się do pomieszczenia, skąd dochodził dźwięk rozmowy.
    Stanęła przed otwartymi drzwiami i oparła się o futrynę. Obserwowała przyjaciół pogrążonych w ciszy i przyglądających się niepewnie jakiemuś przedmiotowi. Rudowłosy chłopak nachylił się nad zgiętą kartką, otwierając usta i wydukał ciche:
    — Hermiona? – stuknął palcem w punkt z imieniem i nazwiskiem dziewczyny.
    Hermiona stanęła za nim i oparła się na oparciu krzesła, na którym siedział.
    — Tak? – spytała z szyderczym uśmiechem na twarzy. — O co chodzi?
    Ronald podskoczył słysząc jej głos i skrzywił się. Spojrzał na nią, potem na kartkę i znów na dziewczynę.
    — Mapa Huncwotów? – spytała bardziej siebie niż któregoś z kolegów i spojrzała na nazwiska. Znalazła wiele znajomych i kilka nowych, ale wspomnienie każdego z nich bolało tak samo mocno.
    — Hermiona? – powiedział Harry, wybałuszając oczy. Wstał i skierował różdżkę w jej stronę, a ta odskoczyła zaskoczona. — Nie możesz być w dwóch miejscach na raz.
    — Jak to nie? – mruknęła.
    — Nie możesz być w Hogwarcie i tutaj jednocześnie..
    — Moja słodka tajemnica – odparła, uprzedzając pytania i posłała chłopakowi najbardziej promienny uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. — Przyszłam się pożegnać.
    Ron stał bez ruchu. Nawet Harry nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Hermiona, widząc to, kolejno podeszła do każdego i mocno przytuliła. Kiedy odchodziła, spojrzała na nich ostatni raz i z bólem wyszła na korytarz. Mimo słów jakie potrafili powiedzieć, kochała ich. Kochała ich jak braci. To z nimi przeżyła wiele szczęśliwych chwil, dzięki nim poznała prawdziwą przyjaźń, jakiej nie zaznała nigdy wcześniej. Wiedziała, że teraz, kiedy ich sylwetki powoli znikają za zamykanymi drzwiami może być to ostatni raz kiedy ich widzi. Nie chciała tego robić, jednak musiała. Razem ze swoim wrogiem – Severusem Snape'm – są poszukiwani przez Czarnego Pana, który dałby wszystko, żeby ich dostać. I to razem z nim musi uciekać – żeby przeżyć.
    Odwróciła się i spojrzała w kierunku schodów skąd dochodził coraz wyraźniejszy stukot obcasów. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a z ciemności wyłonił się Snape. Spojrzał na nią obojętnie, choć w jego oczach czaił się cień strachu. Bał się o tą dziewczynę, o jej życie..  Była zbyt młoda na wojnę i śmierć. Choć dobrze wiedział, że jest bardziej dojrzała od swoich rówieśników - nadal była zbyt młoda. Skinął głową w stronę drzwi wyjściowych. Hermiona ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu jakby szukając pocieszenia. Wyszła na zewnątrz za mężczyzną i stanęła na betonowym schodku. Ukradkiem omiotła wzrokiem okolicę i spojrzała pytająco na Severusa. Ten tylko wysunął rękę w jej stronę, którą dziewczyna od razu złapała. Zamknęła oczy i nieświadomie coraz mocniej zaciskała dłoń na nadgarstku mężczyzny. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co zrobiła, jednak profesor chyba nie zwrócił na to uwagi.
    — Skup się – powiedział chłodnym tonem. — Myśl tylko o lesie.
    Hermiona starała się wykonać polecenie, choć nie wiedziała co Mistrz Eliksirów ma na myśli. Była przekonana, że jej nie wychodzi. Snape wypowiedział zaklęcie i machnął różdżką. Świat zawirował im przed oczami. Widzieli jak przelatują nad różnymi miejscami i choć wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy oboje w głowach mieli dokładnie rozpoznane miejsca. Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy ponownie poczuła ziemię pod stopami. Snape rozejrzał się dookoła. Nad nimi zwisała szaro-brązowa kopuła utworzona z liści wysokich drzew. Zielona przyziemna roślinność chociaż w pewnym stopniu mogła zapewnić im kryjówkę. Przez chwilę czuli się wolni i oboje zapomnieli o tym, że cały czas muszą uciekać. Hermiona wspominała wakacje z rodzicami, a Severus chwile, kiedy jeszcze nie był w wieku szkolnym i matka zabierała go na leśne spacery. Westchnął cicho, mając nadzieję, że dziewczyna nie zauważyła cienia smutku na jego twarzy. Bał się, że może go rozgryźć. Odrzucając na bok wspomnienia, uniósł różdżkę i rzucał dookoła zaklęcia ochronne. Przychodziło mu to z łatwością. Hermiona dołączyła do niego i już po chwili stworzyli niewidzialną powłokę ochronną. Wyjął z kieszeni malutkie, złote pudełeczko ze zdobieniami, dwa razy mniejsze od jego dłoni i otworzył je. Gryfonka ukradkiem zajrzała do środka, jednak zauważyła, że było ono puste. Lub przynajmniej tak jej się wydawało, bo Snape mógł włożyć do niego prawie całą rękę. Otworzyła usta ze zdumienia, bo przypomniało jej się co sama zrobiła ze swoją torebką, żeby pomieścić tam wiele rzeczy. Wyciągnął z niego ciemny materiał, który rósł z każdą chwilą, a po chwili wzbił się w powietrze. Po kilku sekundach opadł z powrotem na ziemię i uformował się w niewielki namiot. Snape zbliżył się do niego i skinął głową w stronę Hermiony, aby ta weszła jako pierwsza. W środku panowała całkowita ciemność. Czując wzajemne zakłopotanie, oboje w jednej chwili wyciągnęli różdżki z kieszeni i rozświetlili przestrzeń. W środku przestrzeń wydawała się powiększona o wiele więcej niż wygląda w rzeczywistości. Znajdowali się w malutkim korytarzu, który wprost prowadził do części sypialnej po prawej stronie, zaś po lewej znajdowało się wolne miejsce. Pod sufitem lewitowały srebrne lampiony z zamkniętymi w środku robaczkami świętojańskimi. Hermiona, całkowicie zapominając o świecie, z pasją przyglądała się stworzeniom, które przerażone jej wzrokiem starały się ukryć. Rozglądała się dookoła, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół tego miejsca. W pewnym momencie przypomniała sobie o podobnym namiocie w jakim mieszkała w rodziną Weasley'ów podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu. Wtedy jeszcze mogła być spokojna o swoje życie. Kiedy spostrzegła, że została sama, postanowiła rozejrzeć się. Snape w tym czasie starał się jak najlepiej przygotować namiot na tymczasowy pobyt w nim. Praca pochłonęła go całkowicie, więc nawet nie usłyszał kiedy młoda dziewczyna stanęła za jego plecami.
    — Więc jaka jest część planu na dzisiejszy dzień, panie profesorze? – spytała. Źrenice Snape'a rozszerzyły się, kiedy mężczyzna usłyszał niespodziewany dźwięk, jednak ten ani drgnął. Westchnął cicho, kiedy poczuł, że serce bije mu coraz mocniej. Przez lata szpiegowania nie potrafił się inaczej zachować. Strach był na każdym kroku i dobrze o tym wiedział. Jeden błąd, a przecież śmierć tuż za rogiem. Przez lata żył w niepewności. Nie wiedział czy dożyje następnego dnia, czy może obudzi się u stóp Czarnego Pana torturowany przez niego samego i jego zwolenników. Nic nie było pewne.
    — Dowiesz się w swoim czasie –  rzucił i wrócił do swojego zajęcia.
    Minęło kilka godzin, zanim Snape uznał czynność za zakończoną. Odetchnął z ulgą, kiedy spojrzał na swoje dzieło. Dopiero wtedy przypomniał sobie o istnieniu Hermiony i lekko zakłopotany zaczął jej szukać. Znalazł ją dopiero po kilku minutach, skuloną i zmarzniętą. Siedziała na chłodnej ziemi opierając się o potężne, wiekowe drzewo. Patrzyła w dal i zastanawiała się co będzie dalej. Jak potoczy się życie jej i Snape'a. Zdziwiła się, bo pierwszy raz na poważnie martwiła się o tego człowieka. Wiedziała, że śmierć jest blisko, ale nie miała pewności w którym momencie ją zaskoczy.
    — W środku jest o wiele cieplej – odezwał się Snape, nie wiedząc jak zacząć.
    Dziewczyna drgnęła, słysząc niespodziewany dźwięk. Odwróciła głowę i zmęczonymi oczami spojrzała na profesora. Skinął głową w stronę namiotu i już po chwili zniknął w jego czeluściach. Hermiona odprowadziła go wzrokiem i po chwili zastanowienia powędrowała jego śladem. Kiedy znalazła się w środku, westchnęła z wrażenia. Wszystko wyglądało inaczej niż kilka godzin temu. Jasna, błękitna ściana oddzielała część kuchenną od części sypialnej. W malutkim przedsionku stał wieszak, a na nim dwa płaszcze, których wcześniej nie zauważyła. Być może nawet ich tam nie było. Nie zważając na swoje spostrzeżenie, powędrowała do małej, lecz funkcjonalnej, prowizorycznej kuchni. Już przy wejściu ujrzała siedzącego tam Snape'a, jednak dopiero teraz zobaczyła, że pochłonięty jest czytaniem gazety. Mugolskiej gazety! Hermiona prychnęła, widząc to, a kiedy Severus uniósł głowę i posłał jej wściekłe spojrzenie, szybko stłumiła śmiech i starając się to zrobić jak najciszej, usiadła naprzeciwko niego.
    — Nie chcę przeszkadzać, panie profesorze – zaczęła cichym, ale pewnym tonem i ukradkiem obserwowała mężczyznę. — Ale muszę zadać panu kilka pytań.
    — Granger – wbił wzrok w jej drobną twarz. Obnażył zęby, by po chwili przybrać najbardziej groźny wyraz twarzy jaki tylko mogła ujrzeć u niego przez całe siedem lat. — Mogłabyś mi nie przeszkadzać swoimi pytaniami?
    — To bardzo ważne pytania.
    — Doprawdy? Ważniejsze niż czytanie mugolskiej gazety? – Hermiona skinęła. — Więc musisz zaczekać.
    Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Stanął na wilgotnej ziemi i z irytacją stwierdził, że zaczyna padać. Uniósł oczy ku niebu i ponownie rzucił kilka zaklęć ochronnych, chociaż był więcej niż pewien, że wcześniej zrobił to przynajmniej siedem razy. Kiedy skończył, schował różdżkę do tylnej kieszeni i wrócił do namiotu, zaklęciem zamykając za sobą wejście. Hermiona spała z głową podpartą na stole. Usiadł naprzeciwko niej, a ta momentalnie wróciła do rzeczywistości i wręcz podskoczyła,  kiedy po chwili ujrzała jego twarz.
    — Więc jakie są twoje pytania?
    Hermiona przetarła oczy, łudząc się, że to pomoże jej w racjonalnym myśleniu. Chciała zadać wiele pytań, ale wydawało jej się, że akurat teraz przechodzi chwilowe zaćmienie umysłu.
    — Co zamierzamy robić?
    Snape westchnął głęboko słysząc słowo "my" i powiedział pod nosem kilka niecenzuralnych słów.
    — Zamierzam chronić Cię tak długo, jak to możliwe – odpowiedział po dłuższej chwili zastanowienia. Hermiona wybałuszyła oczy, nie spodziewając się takich słów ze strony Snape'a. Prędzej dałaby sobie rękę uciąć niż uwierzyć, że on kiedykolwiek powie coś takiego. — Nie pozwolę Ci umrzeć.
    Dziewczyna wydała z siebie okrzyk zdumienia, co od razu zatuszowała udawanym kaszlnięciem. Snape zdawał się tego nie zauważyć lub, dokładniej, nie zwrócił na to uwagi. Hermiona jednak stwierdziła, że chyba się przesłyszała.
    — Nie przesłyszałaś się – mruknął i dopiero wtedy dziewczyna przypomniała sobie o jego zdolności.
    — To nie fair!
    — Czyżby?
    Osiągając szczyt zdenerwowania jego osobą, Hermiona rozważała opcję wdarcia się do jego umysłu. Uśmiechnęła się najbardziej złowieszczo jak tylko potrafiła, jednak nie mogła pobić mistrza. Snape, zauważając to, posłał jej wyzywające spojrzenie i już po chwili na jego ustach pojawił się tajemniczy, zapewne nie zwiastujący nic dobrego, uśmiech. Ponownie przemyślała swój pomysł i już prawie doszła do celu, kiedy poczuła jakby odbijała się od niewidzialnej ściany, chociaż tak naprawdę nie ruszyła się z miejsca.
    — Nawet nie próbuj – warknął Snape.
    Spojrzała otępiała przed siebie, nie wiedząc co tak naprawdę się stało. Wiele razy wdzierała się do umysłu Harry'ego, ale nigdy nie miała takiego uczucia. Nigdy nie czuła takiej chwilowej pustki, jakby została wypruta z emocji. Co on zrobił?
    — Idź spać. Jesteś zmęczona – odpowiedział. Dobrze wiedziała, że Snape odczytał jej myśli i wie, że ona nic nie rozumie.

wtorek, 11 października 2016

Rozdział 4. (11.10.2016r.)

      — Co.. Co Pan tu robi?
    Snape spojrzał na nią dziwnie i odwrócił się w stronę okna. Nadal stał w cieniu, a jego twarz przybrała jeszcze bardziej jasnego koloru.
    — Uważasz, że mam stać na korytarzu? To jedyne otwarte pomieszczenie w tym.. budynku. Inne są zabezpieczone zaklęciami. – dziewczyna wytarła oczy i spojrzała zdumiona na nauczyciela. Mówił spokojnym głosem, czego jeszcze nigdy u niego nie zauważyła. Opierał się rękoma o parapet. Po dłuższej chwili odwrócił się w stronę Gryfonki. Dziewczyna miała wrażenie, że zaraz wzrokiem wywierci dziurę w jej ciele — Powiedz mi proszę pewną rzecz.
    Jej zaskoczenie sięgnęło zenitu. To chyba pierwszy raz, kiedy czarnowłosy mężczyzna zwrócił się do niej nie używając jej nazwiska i ostrego tonu, a do tego użył słowa "Proszę", co uważała za niemożliwe
    — Tak?
    — Dlaczego Ty jeszcze żyjesz? Po tylu przesłuchaniach, torturach i serii Cruciatusów powinnaś w najlepszym przypadku wylądować w św. Mungu.
    — Człowiek może wytrzymać bardzo dużo, panie profesorze - odparła cicho. Oparła się o ścianę i wbiła wzrok w widok za oknem. —Może mam szczęście?
    — Nie na długo, Granger. Nie na długo. Ale wracając do tematu.. Ćwiczyłaś oklumencję?
    — Em.. Nie. – odwróciła głowę, żeby nie widział różowego odcienia jej twarzy. Po tym można było poznać, że kłamie.
    Ale prawda była inna. Próbowała zamykać swój umysł jeszcze długo przed tym, jak Dumbledore zlecił to Harry'emu. Włamywała się także do umysłów innych osób. Trenowała kilka lat, aż w końcu opanowała umiejętność do perfekcji.
    — Niemożliwe – stwierdził i zaśmiał się przeraźliwie — Już dawno byś nie żyła.
    — Kilka zapomnianych zaklęć, starożytne eliksiry, peleryna niewidka i trochę szczęścia.
    — Kłamiesz.
    — Wcale nie, profesorze.
    — Mów prawdę, Granger. I tak Cię to nie uratuje. Zginiesz, jak wszyscy.
    — Wiem – powiedziała cicho odwracając twarz w stronę ściany. Nie chciała myśleć o nadchodzącej śmierci. Nie teraz, kiedy może jeszcze cieszyć się życiem — Chociaż.. mogłam spokojnie zginąć dziś rano, jednak ktoś postanowił mi w tym przeszkodzić – skrzyżowała ręce na piersi i podeszła do drugiego okna, omijając mężczyznę.
    — Ten ktoś nie chciał patrzeć jak gryfońska idiotka ginie w męczarniach. Czy Ty naprawdę nie wiesz jak Bella potrafi zniszczyć człowieka? Ten ktoś wybrał dla Ciebie spokojną śmierć.
    — Oh, dziękuję bardzo, litościwy panie profesorze – fuknęła, a Snape posłał jej ostre spojrzenie.
    — Grangeerrr!
    — Tak? – podeszła niebezpiecznie blisko Snape'a z chęcią kłótni. W szkole nigdy by sobie na coś takiego nie pozwoliła. Nawet by o tym nie pomyślała. Teraz jednak było inaczej.
    "Skoro mam umrzeć.." pomyślała.
    — Dziesięć punktów od Gryffindoru.
    — Słucham?! – wrzasnęła oburzona, a Mistrz Eliksirów zaśmiał się przeraźliwie.
    — Dwadzieścia.
    — Ale..
    — Pięćdziesiąt. I jak się nie zamkniesz, dam drugie tyle.
    Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale Snape zamknął je jednym ruchem różdżki.
    — Powiedz mi, jak to robisz. Dlaczego paplesz teraz tutaj swoim językiem, kiedy cały rok byłaś pod nosami Śmierciożerców? Mieli Cię na wyciągnięcie ręki.
    — To bardzo skomplikowane – powiedziała. Z jednej strony nie chciała zdradzać mężczyźnie w czarnych szatach swojego planu, ale z drugiej pragnęła. Przez siedem lat nauki w Hogwarcie czuła się niedoceniona przez właśnie tego nauczyciela. Nigdy nie była wystarczająco dobra, żeby usłyszeć od niego słowa pochwały, a tego właśnie chciała. Może jeśli teraz wyjawi swoje dopracowane do ostatniego szczegółu plany, zdobędzie to, czego chce? Postanowiła zaryzykować — Może zacznijmy od pańskiego pytania: jak można wytłumaczyć to, że jestem jedną z trzech osób najbardziej poszukiwanych w świecie magii, a nadal chodzę żywa po Hogwarcie żywa?
    Złapała się za usta, kiedy uświadomiła sobie, że jednak zrobiła ogromny błąd. Snape będzie zadawał pytania, a jemu nie można ufać. Działa na dwa fronty i przecież zawsze może zdradzić którąś stronę. Przynajmniej takie zdanie miała Hermiona.
    Tymczasem Snape zaczął się zastanawiać nad sensem wypowiedzianych słów. Niemożliwe. Dziewczyna jest pod nosem Czarnego Pana, ale nadal żyje. Poszukiwana Numer 1. Żyje, cała i zdrowa, chodzi do szkoły pełnej zwolenników największego wroga. Zadał sobie jedno pytanie: "Jak?".
    Zapanowała przytłaczająca cisza. Hermiona udawała zainteresowaną wiatrem za oknem, chociaż tak naprawdę starała się zająć czymś swoje myśli. Im więcej myślała o niebezpieczeństwie w jakim się znajduje, coraz bardziej chciała się wycofać. Nie było łatwo kłamać Śmierciożercom, znosić jedną z najgorszych klątw i rzucać na siebie tysiąc zaklęć ochronnych jednocześnie. Za to Snape szukał w głowie informacji, które w jakikolwiek sposób pomogą mu wytłumaczyć co tak naprawdę robi Hermiona.
    — Zastanawiam się nad tym od pierwszego września – mruknął zirytowany i spojrzał na widok za oknem, żeby ukryć swoje zakłopotanie spowodowane brakiem wiedzy na ten temat.
    Hermiona przez jakiś czas nie odzywała się.
    "Skoro i tak mam umrzeć.." powtórzyła sobie w myślach.
    — Jest coś takiego jak kropla astralna – powiedziała cicho, nadal nie będąc pewna swojej decyzji.
    — Kropla astralna? - powtórzył, wybałuszając oczy – O czym Ty mówisz?
    — Dział Ksiąg Zakazanych, Magia Czarna i jeszcze Czarniejsza, mówi to coś Panu? – uśmiechnęła się złośliwie.
    — Oczywiście – sarknął. —Ale Tobie raczej nie powinno.
    — Owszem, nie powinno. Trafiłam na to przypadkowo, a wiedzę postanowiłam wykorzystać. Więc.. wie Pan o czym mówię czy mam wytłumaczyć? – Severus wykonał skomplikowany ruch ręką, który Hermiona zrozumiała jak znak, żeby tłumaczyć. — Kropla Astralna to coś jak sobowtór. Można go stworzyć za pomocą kilku zaklęć i ogromnego skupienia. Kropla wygląda jak czarodziej, który ją stworzył. Tak samo odczuwa ból, smutek, radość czy przyjemność. Jest tylko ciałem, bo dusza zostaje w prawdziwej postaci osoby. Posiada wszystkie zdolności danej osoby, więc nigdy, w żadnym wypadku nie można stwierdzić kiedy ktoś używa Kropli. Jest to trudne i dosyć bolesne doświadczenie, ponieważ na jakiś czas dusza zostaje rozerwana na dwie części. Czyli można być w dwóch miejscach na raz. Takim sposobem udało mi się przeżyć, panie profesorze. Mogę spokojnie siedzieć w dormitorium lub w domu i w tym czasie wysłać moją Kroplę na lekcje. Nie można jej uśmiercić. Można zranić, torturować, ale nie zabić.
    — Z jakiegoś powodu książka, w której znalazłaś tę informację znalazła się w Dziale Ksiąg Zakazanych – odparł, kiedy dziewczyna zakończyła swoją wypowiedź i wypuściła powietrze z ust.
    — Kropla została zakazana trzy dni po tym, jak została odkryta, czyli jakieś dwa i pół tysiąca lat temu. Nie są podane powody.
    — Została zakazana, więc nie jest legalna. Konsekwencje?
    — Nie ma znanej wypowiedzi na ten temat ze strony Ministerstwa.
    — Czyli wolelibyśmy tego nie wiedzieć.
    Kiedy zza drzwi dobiegł jakiś hałas, oboje odwrócili się w tamtą stronę z wyciągniętymi różdżkami. Hermiona spojrzała na Mistrza Eliksirów. Ten ostrożnie ruszył do źródła dźwięku. Nacisnął klamkę i wyszedł z pomieszczenia. Rozejrzał się dookoła, a jego wzrok zawisł na schodach.
    — Potter! – syknął przeraźliwie i z powrotem wszedł do pomieszczenia, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.
    Wściekły, wrócił do obserwowania widoku za oknem. Hermiona usiadła w kącie pokoju i w spokoju czekała na decyzję nauczyciela.

piątek, 16 września 2016

Rozdział 3. 16.09.2016r.)

    Hermiona nie wiedziała co powiedzieć. Starała się myśleć tak samo jak Snape, ale marnie jej to wychodziło i dlatego nie wiedziała do czego zmierzają myśli mężczyzny. Stała przed nim i przez chwilę wpatrywała się w niego jak głupia.
    — Zamierzasz ruszyć się z miejsca? – syknął swoim mrocznym tonem i obrzucił dziewczynę nienawistnym spojrzeniem — Czy raczej będziesz tutaj tak stać i czekać na zbawienie?
    — Przepraszam, panie profesorze. Zamyśliłam się.
    — Zamyśliłam się – powtórzył złośliwie. Hermionie zaczerwieniły się policzki, ale nic nie odpowiedziała — Idziemy.
    Snape ruszył przed siebie. Dziewczyna prawie biegła, żeby dotrzymać mu kroku. Bała się w jakikolwiek sposób sprzeciwić – wiedziała z jaką karą może się spotkać. Zaklęcie Kameleona nadal działało, więc dopóki w otoczeniu nie było żadnych Śmierciożerców, byli bezpieczni. Hermiona z zapartym tchem przyglądała się mijanym widokom. Nigdy nie była w tej części Londynu, więc nie miała okazji zwiedzić miejsca. Za to Snape kroczył niewzruszony. Gryfonka była wręcz oburzona jego brakiem okazywania uczuć. Szli bocznymi uliczkami. Po jakimś czasie byli już coraz bliżej celu. Przeszli obok znajomego parku i stanęli przed dwoma budynkami na Grimmauld Place. Snape niewerbalnie wypowiedział zaklęcie i już po chwili budynki zaczęły się rozsuwać.
    — Obawiam się, że nie będzie mógł pan wejść do środka, panie profesorze – powiedziała cicho Hermiona od razu po tym jak przypomniała sobie co ją spotkało na początku roku.
    — Niby czemu? – spytał oschle, nawet na nią nie patrząc.
    — Zaraz sam się pan przekona.
    Hermiona poszła jako pierwsza. Nacisnęła klamkę i weszła do środka, a tuż za nią Snape. Oboje różdżki mieli uniesione w gotowości na jakikolwiek rodzaj ataku. Panowała tutaj okropna ciemność, więc odczekali chwilę, aż ich oczy przyzwyczają się do ciemności. Snape zatrzasnął drzwi i nie zdążył odwrócić się do dziewczyny. Wydała z siebie donośny wrzask, tak donośny, że dłoń profesora zadrżała.Odwrócił się do niej. Z przodu szybowała prosto na nich sylwetka byłego dyrektora Hogwartu.
    — Nie ja zabiłem Albusa Dumbledore'a! – krzyknął Snape, jednak postać była coraz bliżej. Spojrzał zdziwiony na Hermionę, jednak ona tego nie dostrzegła.
    — Nie ja zabiłam Albusa Dumbledore'a! – Hermiona cofała się do tyłu i prawie wpadła na profesora.
    Dopiero wtedy zjawa zniknęła. Ze świstem wypuściła powietrze z ust i odsunęła się od Snape'a. Znów zapanowała ciemność.
    — Dziwne - powiedział wyjątkowo niepasującym do niego tonem – Jeszcze kilka tygodni temu..
    — Dumbledore żył? – sarknęła Hermiona, patrząc w stronę Snape'a, jednak nie dostrzegła jego twarzy. Za to mogła przysiąc, że jego czarne oczy połyskują w mroku — Jak pan myśli, dlaczego akurat takie hasło?
    — Przymknij się, Granger. Dumbledore nie żyje od roku, ale to nijak ma się do faktu, iż jeszcze niedawno mogłem tu wejść bez problemu.
    — Haczyk – odparła cicho, śmiejąc się w duchu — Szalonooki wiedział o pańskiej obecności tutaj, a skoro nie jest pan tu mile widziany, stwierdził, że..
    — Moja noga tu więcej nie postanie? Sprytne – parsknął śmiechem tak przerażającym, że Hermiona odsunęła się od niego na kilka kroków. O ile można to było nazwać śmiechem. I, o dziwo, zignorował jej zadziorny ton — Z tego co mi wiadomo jest to Kwatera Główna Zakonu, a ja także do niego należę – zamyślił się na chwilę i już po chwili odezwał się chłodnym głosem — Zdrajca.
    "Zdrajca" powtórzyła Hermiona w myślach. "Kto tu jest zdrajcą? Kto tu zabił kogoś, kto mu ufał?". Fuknęła cicho, ale nie skomentowała. Z doświadczenia wiedziała jak nieprzyjemnie może zareagować Mistrz Eliksirów na takie komentarze.
    — Więc skąd pan w ogóle wiedział jakie jest hasło?
    — Granger, czy Ty musisz zawsze wszystko wiedzieć? – zaczął coś mówić o nieuwadze członków Zakonu i o tym, jak łatwo inni mogą dostać ich informacje — Przypadkowo podsłuchałem.
    — Przypadkowo?
    — Zajmij się lepiej zaklęciami. Sprawdź, czy nikogo tu nie ma.
    Odetchnął z myślą, że to koniec fali pytań. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Hermiona odezwała się przerażonym głosem:
    — Nie jesteśmy sami.
    — Ile? – spytał z nutą przerażenia. Jednak nie dał tego po sobie poznać.
    — Dwie osoby.
    — Zachowuj się cicho, Granger. Nie chcę mieć Cię na sumieniu.
    Zadrgało powietrze, kiedy przechodził obok niej. Westchnęła ciężko i starając się nie zrobić żadnego hałasu, z duszą na ramieniu powędrowała za Snape'm. Słychać było jakieś przytłumione głosy - nie mogła jednak rozpoznać do kogo one należą. Byli coraz bliżej drzwi do kuchni. Docierały do niej jakieś urywki rozmowy. Snape zatrzymał się, a Hermiona,  nie zauważając tego, wpadła na niego. Chciała pisnąć, ale w odpowiednim momencie mężczyzna zakrył jej usta dłonią i z gestem groźby pomachał jej różdżką przed oczami. Podłoga zaskrzypiała przeraźliwie. Rozmowy w środku ucichły na kilka sekund i wtedy czyjś głos przemówił:
    — Ktoś tu jest.
    Nie było słychać żadnych kroków ani jakichkolwiek oznak życia. Hermiona nogi miała jak z waty, czego nie można było powiedzieć o Mistrzu Eliksirów. Na jego twarzy nie pojawił się nawet najmniejszy grymas.
    — Bądź gotowa – powiedział cicho — Otwieram drzwi na jeden, dwa i trzy!
    Drzwi otworzyły się z hukiem. Hermiona gotowa była rzucić zaklęcie rozbrajające, ale dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że nie ma na kogo. Ruszyła się z zamiarem wejścia do pomieszczenia, ale Snape zatrzymał ją jednym ruchem. Nie pałała do niego chociażby strzępkiem przyjaźni, ale wiedziała, że w takiej sytuacji nie ma innego wyboru niż mu zaufać. Została na swoim miejscu, a mężczyzna powoli i ostrożnie ruszył przed siebie. Obserwowała go dokładnie, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. Każdy ruch wykonywał idealnie i z gracją. Nie było błędów, niedociągnięć. Poruszał się delikatnie, a jego czarne szaty lekko falowały. Różdżkę miała uniesioną, mimo, że ręce jej drżały. Z niedowierzaniem patrzyła na mężczyznę i zastanawiała się dlaczego jest taki spokojny.
    — Panie profesorze.. – zaczęła jednak ten od razu odwrócił się w jej stronę i podniósł palec wskazujący do ust. Zamknęła usta i niepewnie kiwnęła głową.
    — Hermiona?
    Snape był w połowie kuchni, kiedy Hermiona usłyszała znajomy głos. Zakręciło jej się w głowie. Zamknęła oczy i potarła skronie. Przecież to nie może być jego głos. To na pewno było jakieś złudzenie. Do tego doszło, że ze stresu ma już omamy!
    — Co Ty tutaj robisz? – odezwał się drugi głos. Poczuła, że robi jej się gęsia skórka. Nie wiedziała skąd dochodzą głosy, ale z pewnością nie od ich właścicieli. Snape odwrócił się do niej także nie wiedząc o co chodzi — Harry, peleryna! Zdejmij ją!
    W powietrzu pojawiła się ruda, piegowata twarz. Hermionie zrobiło się słabo na ten widok. Mistrz Eliksirów rzucił jakimś zaklęciem rozbrajającym i wtedy pojawiła się także druga postać.
    — Ej! Co to miało być?! – krzyknął oburzony rudowłosy w kierunku starszego mężczyzny i dopiero po chwili zorientował się do kogo mówi — Ee.. przepraszam, profesorze Snape..
    Hermiona stała jak zamurowana, a reszta zebranych mogła przysiąc, że słyszeli dźwięk jej opadającej szczęki. Wszyscy spojrzeli na siebie zdziwieni.
    — Harry? – wydukała Hermiona i podbiegła do chłopaka. Objęła go ramionami — Ron!
    Snape skrzywił się. Między jego brwiami pojawiła się niezbyt widoczna, ale głęboka zmarszczka. Nie był zadowolony z obecności dwóch Gryfonów, a tym bardziej dlatego, że wszyscy są teraz narażeni na atak Śmierciożerców.
    Harry spojrzał znacząco na czarnowłosego mężczyznę i na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Mimo to, czuł się szczęśliwy, że po tak długim czasie wreszcie mógł znów zobaczyć przyjaciółkę. Za to Hermiona patrzyła na nich z ogromnym bólem. Nie mogła darować sobie tego, że przez ich nieuwagę uległa poważnemu wypadkowi i właśnie dlatego musiała od nich odejść.
    — Granger, masz czas do wieczora – syknął Snape obrzucając Harry'ego wściekłym spojrzeniem. Harry spojrzał na dziewczynę pytająco, jednak ona machnęła ręką.
    Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia i zostawił ich samych. Cała trójka uśmiechnęła się. Hermiona speszyła się i spojrzała w dół.
    — Macie już wszystkie.. no wiesz.. horkruksy? – spytała cicho, cały czas patrząc w stronę drzwi. Harry pokręcił głową, a Ron powiedział coś całkowicie niecenzuralnego. Skarciła go ostrym spojrzeniem.
    — Brakuje jednego – westchnął głośno i spuścił głowę.
    — Harry – powiedziała Hermiona zbyt poważnym tonem całkowicie do niej niepasującym — Pospieszcie się. Nie macie dużo czasu.
    — Hermiono.. Dopóki Vol..
    — Nie! – wrzasnęła i zakryła mu usta — To imię Tabu!
    — Dopóki Sama-Wiesz-Kto nie znajdzie mnie, nie może zbyt wiele zrobić. Jemu chodzi tylko o mnie. I to o mnie toczy się ta wojna. Wiem, że lepiej było by to zakończyć, ale od kilku miesięcy nie możemy znaleźć ostatniej części duszy Vol.. Sama-Wiesz-Kogo.
    — Ale Harry – spuściła wzrok chyba pierwszy raz nie wiedząc co powiedzieć — Masz dwa tygodnie.
    — Hermiono – Ron podszedł do niej — To raczej od nas zależy ile czasu mamy. Nie ma Cię z nami, więc nie możesz nam wyznaczać..
    — Nie ma mnie z Wami przez Twój głupi wybryk! – krzyknęła głosem przepełnionym rozpaczą, bólem i.. nienawiścią? — Gdyby nie Ty i Twoja głupia duma..
    — Dość! – krzyknął Harry i rozdzielił ich oboje – Co masz na myśli mówiąc, że mamy tylko tyle?
    — Musicie się pospieszyć – mówiła cicho. Bała się powiedzieć prawdę.
    — Wróć do tematu.
    — Za dwa tygodnie Śmierciożercy zaatakują Hogwart – wypuściła powietrze z ust i spojrzała przepraszająco na przyjaciół - Drugiego maja.
    — Skąd to wiesz? – Harry skrzywił się jeszcze bardziej.
    — A więc tak! – krzyknął Ron, popychając dziewczynę do tyłu. Spojrzała na niego zdezorientowana.
    — Jak? – spytała razem z Harry'm nie wiedząc o co chodzi.
    — Co tu robisz ze Snape'm, co? Myślisz, że nie wiemy?
    — Ron, naprawdę nie rozumiem o czym Ty mówisz – powiedziała czerwona ze złości, a Harry przytaknął.
    — Skąd wiesz co planują Śmierciożercy? To oczywiste – zaklął pod nosem i pchnął ją jeszcze bardziej. Harry zabrał go od dziewczyny i starał się go uspokoić — Co on Ci zrobił? Przyłączyłaś się do nich, razem z tym cholernym..
    — Dość! – wrzasnęła tym razem Hermiona, kiedy poczuła, że do oczu napływają jej łzy — I do twojej wiadomości; Snape jest tu ze mną bo.. bo.. ratuje mi życie!
    — Oczywiście!
    — Zamknij się Ron!
    Ronowi poczerwieniała cała twarz, a po chwili nawet uszy. Rzucił wściekłe spojrzenie Hermionie i mruczał coś pod nosem o spisku przeciwko nim.
    — Cholerna zdrajczyni!
    — Ron..
    — Harry, nie rozumiesz? – warknął rudowłosy i  odrzucił jego ręce, kiedy ten znów próbował go uspokoić — Myślisz, że co tu robi ze Snape'm?
    Rzucił kilka obelg w stronę dziewczyny i ruszył w jej stronę. Stanął przed nią i splunął na jej buty. Bez ostrzeżenia złapał jej lewą rękę i podniósł rękaw. Przyjrzał się dokładnie jej nadgarstkowi, którego, wbrew jego zdziwieniu, nie pokrywał wypalony Mroczny Znak.
    — Jak śmiesz? – krzyknęła oburzona i wybiegła z kuchni zalewając się łzami.
    Nigdy nie płakała, jednak ta sytuacja była wyjątkiem. Przegrała z własnymi emocjami i stresem związanym z panującą wojną. Nie mogła się powstrzymać i wreszcie dała upust łzom.
    Biegła przed siebie po całym domu, nie zwracała uwagi nawet na kąśliwe uwagi pani Black. Słyszała krzyki Harry'ego, który pewnie robił teraz kazanie Ronowi. Zastanawiała się jak, po siedmiu latach, chłopak mógł powiedzieć jej coś takiego. Nie docierało do niej co się dzieje. Nie wiedziała nawet co czuje. Coś w rodzaju rozpaczy, wewnętrznego bólu i nienawiści, jednak to nie było to. Nie znała tego uczucia. To było coś innego.
    Odruchowo powędrowała do sypialni, którą zwykle zajmuje razem z Ginny. Zatrzasnęła drzwi z hukiem, rzuciła się łóżko i nadal płacząc, przykryła głowę poduszką.
    — Niezłe przedstawienie, nie ma co – odezwał się cichy, stłumiony głos. Zamarła. Podniosła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnej postaci w mrocznym kącie pokoju.

czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 2. (7.07.2016r.)

    Kiedy otworzyła oczy, nie znajdowała się już w tym okropnym gabinecie. Była w ciemnym pomieszczeniu, jakby rezydencji. Na wysokich ścianach bladym światłem świeciły lampy, na samym środku znajdował się ogromny, drewniany stół, a wokół niego stało kilkanaście osób. Wzrok wszystkich skierował się w jej stronę. W dużym kominku po przeciwległej stronie ostatnim płomieniem żarzyło się drewno, w małym stopniu ogrzewając wielką salę.
    — Cóż to z miła niespodzianka, Severusie – odezwał się głos za nią, a dziewczyna podskoczyła przestraszona.
    Dopiero wtedy przypomniała sobie o żelaznym uścisku na jej ramieniu. Odwróciła głowę i zamarła z przerażenia. Czarnowłosy mężczyzna obrzucił ją chłodnym spojrzeniem i triumfalnie uniósł głowę z geście wyższości. Spojrzał przed siebie na zebrane osoby, ale ukradkiem obserwował zlęknioną Gryfonkę. Nie wiedziała co się dzieje i kim są ci ludzie. Dopiero po chwili zaczęła rozpoznawać ich twarze – twarze Śmierciożerców. Mężczyzna, który wypowiedział słowa, wyszedł teraz zza pleców Snape'a i stanął przed dziewczyną. Długim, smukłym palcem złapał jej podbródek i uniósł do góry, jakby oglądał jej twarz niczym ciekawe znalezisko. Hermiona z całych sił chciała wyrwać się z mocnego uścisku, ale paraliżowała ją siła nauczyciela.
    — Panie, to ta mugolska dziewczyna! – pisnęła jedyna kobieta oprócz Hermiony w tym pomieszczeniu. Z szaleńczym uśmiechem na ustach podbiegła do dziewczyny i zaśmiała się szyderczo, patrząc jej prosto w oczy.
    — Jesteś bardzo spostrzegawcza, Bello – mruknął Snape i gestem dłoni kazał jej się odsunąć. Ta jednak skakała dookoła i wykrzykiwała tylko jej zrozumiałe słowa. Hermiona niemo wołała o pomoc, jednak kiedy rozpoznała kim jest mężczyzna stojący przed nią, zrozumiała powagę sytuacji w jakiej się znajduje.
    Oschle patrzył na nią sam Lord Voldemort. Rozpoznała także Lucjusza Malfoy'a i jego syna Draco, którego jeszcze kilka godzin temu widziała na szkolnym korytarzu. Lucjusz nie wyglądał tak, jak go zapamiętała kilka miesięcy temu - jego twarz pokrywały liczne zmarszczki i lekki zarost. Nawet jego postawa uległa ogromnej zmianie. Stał się jakby lekko przygarbiony. Nie było już od niego czuć władzy i  pogardy, z jaką podchodził do mugolskiej dziewczyny.
    — Panie – jęknęła Bellatrix, szarpiąc rękę Hermiony — Pozwól mi..
    — Nie! – ryknął Czarny Pan, a kobieta odskoczyła do tyłu, składając lekki ukłon — Nie rozumiem, Severusie, dlaczego ta plugawa.. – urwał, szukając odpowiednio nieprzyzwoitego słowa określającego Hermionę — Dlaczego ta dziewczyna jest tutaj z Tobą.
    Uścisk stał się jeszcze mocniejszy, a szczupłe palce wbiły się w ramię dziewczyny z taką siłą, że ta miała wrażenie jakby na jej ramię została założona metalowa obręcz. Wiedziała, że Snape nie ma pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzenia wszystkich Śmierciożerców zgromadzonych w sali wywiercał w niej ogromny otwór. Bała się, że każdy z nich dzięki swoim zdolnościom może w każdej chwili poznać jej myśli i zawładnąć jej umysłem.
    — Jest potrzebna – mruknął Severus, a w jego głowie zrodził się pewien plan. Jednak był bardzo niebezpieczny i każde złe podejście mogło odebrać jej życie — To bardzo długa historia..
    — ..którą opowiesz nam innego dnia – wtargnął Lucjusz Malfoy, przewracając przy tym ostentacyjnie oczami — Czy możemy przejść do rzeczy?
    Nagle zainteresowanie osobą Hermiony Granger opadło całkowicie. Wszyscy oprócz Mistrza Eliksirów zasiedli wokół stołu i jedynie Bellatrix obserwowała dziewczynę z szaleńczymi iskierkami w oczach. Przygryzła wargę i uśmiechnęła się ukradkiem, mając w głowie wizję tortur, jakie może zadać dziewczynie. W oczekiwaniu na słowa Czarnego Pana, bawiła się swoim naszyjnikiem w kształcie czaszki. Severus Snape nie ruszał się, trzymając dziewczynę.
    — Odprowadźcie tą dziewczynę – powiedział cicho Czarny Pan, krzątając się po sali. Belliatrix zerwała się jako pierwsza, chwyciła dłoń Hermiony i szarpiąc jej rękaw na strzępy, zaprowadziła ją do lochów.
    Hermiona z przerażenia nie potrafiła postawić się silnej kobiecie. Głos uwiązł jej w gardle, tworząc ogromną kulę. W tym czasie Czarny Pan ujawniał zwolennikom swoje plany dotyczące nadchodzącej wojny. Wszyscy oprócz Severusa słuchali ich z zapałem, jednak on był przerażony. Chciał jak najdalej odsunąć to widmo od chłopca, którego przysiągł bronić, jednak dobrze wiedział, że jest to nieuniknione. Żaden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje. Wtedy przypomniał sobie piękne oczy Lily Evans, które kilkanaście lat temu obdarzały go ciepłym spojrzeniem. Wspomnieniami uciekał do młodzieńczych lat, patrzył na rudowłosą dziewczynkę, opowiadał jej o magicznym świecie.. Wiedział, że to właśnie dla jej syna poświęca swoje życie. I robił to tylko dla niej.
    Zapanowała przerażająca cisza, a wzrok zebranych skupił się na czarnowłosym mężczyźnie. Wtedy wyrwał się z transu i niemo szukał pomocy we wrogich twarzach. Niektórzy obrzucili go pogardliwym spojrzeniem, tylko Czarny Pan przyglądał mu się z wyraźnym zaciekawieniem.
    — Potrzebuję Twojej pomocy – powiedział zachrypłym głosem, a Snape od razu skinął głową na znak porozumienia.
    Nie chciał się sprzeciwiać. Ze względu na swoje położenie nawet nie mógł o tym myśleć. Był świadomy tego, jaka musi być kolej rzeczy. Syn Lily musi zginąć, a ten, który odebrał życie jego miłości zostanie tutaj. Umysł Severusa pogrążył się w smutku, ogromnej nienawiści, jaką żywił do Czarnego Pana. Musiał jednak być posłuszny.
    Każdy dokładnie zapamiętywał polecenia wydawane przez Voldemorta. Nie mogło być żadnej pomyłki.
    — Potter.. – mruknął Lucjusz Malfoy i spojrzał na syna. Jego głos stał się przerażającym echem — Nie mamy Pottera.
    W głowie Snape'a pojawiła się przerażająca myśl. Nie mają Pottera, ale za to jest Granger, która zapewne wie wszystko o jego położeniu. I przypadkiem sama się tutaj pojawiła, sama podsunęła się im pod nosy. Mężczyzna poczuł jak w żołądku zaciska mu się metalowa obręcz. Był przerażony, ale nie ukazywał tego. W tym momencie był dumny, że opanował sztukę oklumencji. Najgorsze scenariusze przechodziły przez jego myśli.
    — Przyprowadź dziewczynę.
    Snape zerwał się się z miejsca. Wiedział, że musi ją uratować. Nie może pozwolić, żeby niewinna dziewczyna cierpiała tortury zadane przez Bellatrix Lestarnge. Nikt nie może poznać teraz położenia Pottera. To może zaburzyć cały idealny plan stworzony przez Dumbledore'a. Jeśli dopadną go zanim odnajdzie wszystkie cząstki duszy Voldemorta.. To niemożliwe. Razem z nim poszła Bellatirx podniecona myślą o nadchodzącej zabawie. Snape spojrzał na nią ukradkiem. W prawej dłoni trzymała już przygotowaną różdżkę. Ciemne włosy opadały falami na jej ramiona, co chwilę zmieniając ułożenie. Zbliżyli się do celi, w której znajdowała się Gryfonka. Stanęła przed kratami i przerażona spojrzała na nauczyciela. Dla Severusa czas jakby się zatrzymał.To ostatni moment, aby ją ratować. Zdał sobie sprawę, jak nieodpowiedzialne było pozostawianie otwartej księgi na biurku. Przez to może ucierpieć niewinna dziewczyna, plan, jaki opracował razem z Albusem, a nawet on sam. Jakie mogą być konsekwencje ucieczki? Odcięcia Czarnemu Panu dostępu do wroga? Bellatrix zaklęciem otwierała kłódkę. Jego ręce nagle stały się ciężkie, jakby ktoś poraził go zaklęciem paraliżującym. Jednym ruchem odepchnął zdezorientowaną kobietę od siebie i wbiegł do celi. Spojrzał na Hermionę, której zdziwienie zmieszane z przerażeniem malowały się na delikatnej twarzy i złapał ją za ramię. Snape wyciągnął różdżkę z zamiarem teleportacji, a Bellatrix krzyknęła coś niezrozumiałego do reszty Śmierciożerców i rzuciła w kierunku Hermiony niebezpieczne zaklęcie. Gryfonka poczuła znajomy ucisk w okolicach pępka i zamknęła oczy. Krzyki Bellatrix ucichły, zastąpił je jakiś szum. Hermiona nie otwierała oczu, obawiając się, że gdy tylko je otworzy, zobaczy przerażającą twarz Czarnego Pana. Serce tłukło jej się w piersi i zdawało jej się, że za moment wyskoczy z ciała. Jej sen przerwało mocne szarpnięcie w okolicy nadgarstka prawej dłoni.
    — Ruszaj się – warknął Snape, a dziewczyna rozejrzała się dookoła.  Wszędzie byli ludzie i na pewno nie była to ta sama sala, którą odwiedziła jeszcze kilka chwil temu.
    Stali przed jakimś barem w mugolskim mieście. Z oddali dobiegał dźwięk silników kilkuset samochodów zagłuszany przez stukot butów przechodniów. Hermiona spojrzała zdezorientowana na nauczyciela oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi lub - w najlepszym wypadku - wyjaśnień.
    — Profesorze, co my tu robimy? – spytała cicho, kiedy Snape nie wyczytał z jej oczu pytania. Bała się, że ten zaraz wybuchnie i zacznie wrzeszczeć.
    — Zamknij się i nie zadawaj pytań, Granger.
    Opuściła wzrok i przyjrzała się szarym płytkom chodnikowym. Snape rzucił na nich zaklęcie kameleona i niczym dwa cienie pomknęli przed siebie ostrożnie mijając niczego nieświadomych ludzi. Hermioną targały przeróżne emocje. Zaczynając od strachu, przez przerażenie i niepewność, na nienawiści kończąc. Była zdezorientowana. Nie wiedziała jak i dlaczego znalazła się w dworze Malfoy'ów, którego mury dopiero teraz rozpoznała. Miała tysiące pytań, które bała się zadać. Myślała o Harry'm i Ronie. Co oni mogą teraz robić? Jeśli Voldemort wreszcie ma ją, dopadnie także ich.. Ale dlaczego Snape oszołomił Bellatrix i uciekł razem z nią - mugolaczką, wrogiem i kimś, kto ma informacje o Wybrańcu?
    Dlaczego?
    Po jakimś czasie znaleźli się z dala od centrum miasta. Częstotliwość spotykania przypadkowych osób prawie całkowicie spadła, więc byli bezpieczni. Snape szarpnął Hermionę za rękaw i pociągnął za mur z czerwonej kostki.
    — Siedź cicho – warknął i z tylnej kieszeni wyciągnął różdżkę. Z jej końca po chwili wystrzeliło jasne światło, jednak nic się nie stało. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny i ponownie rzucił zaklęcie — Daj różdżkę.
    Hermiona posłuchała profesora i już po chwili w dłoni trzymała przedmiot. Spojrzała na nią.
    — Zabierz nas do Hogsmeade.
    Rzuciła zaklęcie i zamknęła oczy, w oczekiwaniu na nieprzyjemne skutki teleportacji. Nie poczuła nic, a kiedy otworzyła oczy nadal stała w tym samym miejscu. Powtórzyła czynność jeszcze kilka razy, tak samo jak Snape, ale nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Severus zaklął cicho pod nosem i rzucił dziewczynie zrezygnowane spojrzenie.
    — Gratuluję, Granger – wycedził przez usta i posłał jej nienawistne spojrzenie.
    — Nie rozumiem.
    — Co Ci strzeliło do głowy, żeby dotykać tego..
    — To był świstoklik? – spytała spokojnie, nie zwracając uwagi na ostry ton nauczyciela. Przytaknął skinieniem głowy.
    — Gdybyś trzymała łapy przy sobie, nie byłoby nas teraz tutaj.
    — To nie moja wina – spuściła głowę i odwróciła się tyłem do mężczyzny. Była wściekła. Nie wiedziała, że zwykła księga może być świstoklikiem. Chociaż mogła się tego spodziewać. Przecież to Severus Snape! Najbardziej dwulicowy człowiek, jakiego spotkała. Zawsze była przekonana, że nie jest wierny Dumbledore'owi. Wiedziała, że przez niego dawny dyrektor nie żyje. Bała się cokolwiek powiedzieć. Przez siedem lat poznała Snape'a i dobrze wiedziała jak może zareagować, ale mimo to postanowiła walczyć — Nie ja gram na dwa fronty.
    — Słucham?
    — Nie ja zabiłam osobę, która mi zaufała i to nie ja zrobiłam to w imię władzy! – krzyknęła mu prosto w twarz, wreszcie, po prawie roku dając upust swoim emocjom.
    Snape był wściekły. Wiedział, jak w oczach innych wygląda ta sytuacja. Dla Voldemorta było to świadectwo oddania i posłuszeństwa, ale dla społeczeństwa czarodziei to zabójstwo jednego z najmądrzejszych nauczycieli Hogwartu, to zdrada w imię własnej sławy i pozycji. Ale tylko on, Książę Półkrwi, znał prawdę, tylko on wiedział dlaczego i w jakim celu to zrobił. I kto go o to poprosił.
    "Gdybyś tylko wiedziała"..
    — Granger, na miłość boską, przymknij się – warknął, nie chcąc się jej tłumaczyć — Czarny Pan..
    — Czarny Pan mnie nie obchodzi, profesorze.
    — To niech Cię zacznie obchodzić! – ryknął Snape. Jego krew pulsowała w żyłach, a ręka zaciskała swój ucisk na różdżce. Nie rozumiał tego, że dziewczyna zdaje się nie czuć niebezpieczeństwa jakie jej grozi.
    Hermiona odsunęła się do tyłu i rzuciła nauczycielowi nienawistne spojrzenie. Utwierdziła się w przekonaniu, że z całego serca nienawidzi tego człowieka. Chciała jak najszybciej wrócić do szkoły i zapomnieć o całym wydarzeniu - ale było to niemożliwe. Z jakiegoś powodu nie mogli się teleportować nawet do Hogsmeade. Ręce jej drżały ze zdenerwowania.
    — Panie profesorze, co teraz zrobimy? – spytała cicho, bojąc się kolejnego wybuchu.
    — Spytaj lepiej co Ty zrobisz. Przede wszystkim musimy się ukryć – Hermiona spojrzała na niego nie rozumiejąc, co nauczyciel ma na myśli.
    — Chodzi o naszą ucieczkę? – Snape przytaknął.
    — Czarny Pan poszukuje Pottera od miesięcy. Aż nagle pojawiasz się Ty - ta, która może wiedzieć o nim wszystko. Wiesz ile trudu mi zabrało przekonywanie go, że nie masz o chłopaku żadnych informacji?
    Hermiona spojrzała zdumiona na mężczyznę. Chciała powiedzieć "Dziękuję", ale bała się.
    — Chronił mnie pan.
    Nie odpowiedział.
    Chronił ją i Pottera od siedmiu lat, za każdym razem, kiedy mogli dostać się w szpony Voldemorta. Musiał jednak działać niezauważony. Każdy błąd mógł ich kosztować nawet życie.
    — Zaiste, Granger – powiedział cicho, jednak nie usłyszała tego. Może to i lepiej? — Staraj się nie używać czarów. Śmierciożercy zajęli Ministerstwo Magii. Znajdą nas. Musimy jak najszybciej dostać się do Grimmauld Place.
Theme by MIA