piątek, 16 września 2016

Rozdział 3. 16.09.2016r.)

    Hermiona nie wiedziała co powiedzieć. Starała się myśleć tak samo jak Snape, ale marnie jej to wychodziło i dlatego nie wiedziała do czego zmierzają myśli mężczyzny. Stała przed nim i przez chwilę wpatrywała się w niego jak głupia.
    — Zamierzasz ruszyć się z miejsca? – syknął swoim mrocznym tonem i obrzucił dziewczynę nienawistnym spojrzeniem — Czy raczej będziesz tutaj tak stać i czekać na zbawienie?
    — Przepraszam, panie profesorze. Zamyśliłam się.
    — Zamyśliłam się – powtórzył złośliwie. Hermionie zaczerwieniły się policzki, ale nic nie odpowiedziała — Idziemy.
    Snape ruszył przed siebie. Dziewczyna prawie biegła, żeby dotrzymać mu kroku. Bała się w jakikolwiek sposób sprzeciwić – wiedziała z jaką karą może się spotkać. Zaklęcie Kameleona nadal działało, więc dopóki w otoczeniu nie było żadnych Śmierciożerców, byli bezpieczni. Hermiona z zapartym tchem przyglądała się mijanym widokom. Nigdy nie była w tej części Londynu, więc nie miała okazji zwiedzić miejsca. Za to Snape kroczył niewzruszony. Gryfonka była wręcz oburzona jego brakiem okazywania uczuć. Szli bocznymi uliczkami. Po jakimś czasie byli już coraz bliżej celu. Przeszli obok znajomego parku i stanęli przed dwoma budynkami na Grimmauld Place. Snape niewerbalnie wypowiedział zaklęcie i już po chwili budynki zaczęły się rozsuwać.
    — Obawiam się, że nie będzie mógł pan wejść do środka, panie profesorze – powiedziała cicho Hermiona od razu po tym jak przypomniała sobie co ją spotkało na początku roku.
    — Niby czemu? – spytał oschle, nawet na nią nie patrząc.
    — Zaraz sam się pan przekona.
    Hermiona poszła jako pierwsza. Nacisnęła klamkę i weszła do środka, a tuż za nią Snape. Oboje różdżki mieli uniesione w gotowości na jakikolwiek rodzaj ataku. Panowała tutaj okropna ciemność, więc odczekali chwilę, aż ich oczy przyzwyczają się do ciemności. Snape zatrzasnął drzwi i nie zdążył odwrócić się do dziewczyny. Wydała z siebie donośny wrzask, tak donośny, że dłoń profesora zadrżała.Odwrócił się do niej. Z przodu szybowała prosto na nich sylwetka byłego dyrektora Hogwartu.
    — Nie ja zabiłem Albusa Dumbledore'a! – krzyknął Snape, jednak postać była coraz bliżej. Spojrzał zdziwiony na Hermionę, jednak ona tego nie dostrzegła.
    — Nie ja zabiłam Albusa Dumbledore'a! – Hermiona cofała się do tyłu i prawie wpadła na profesora.
    Dopiero wtedy zjawa zniknęła. Ze świstem wypuściła powietrze z ust i odsunęła się od Snape'a. Znów zapanowała ciemność.
    — Dziwne - powiedział wyjątkowo niepasującym do niego tonem – Jeszcze kilka tygodni temu..
    — Dumbledore żył? – sarknęła Hermiona, patrząc w stronę Snape'a, jednak nie dostrzegła jego twarzy. Za to mogła przysiąc, że jego czarne oczy połyskują w mroku — Jak pan myśli, dlaczego akurat takie hasło?
    — Przymknij się, Granger. Dumbledore nie żyje od roku, ale to nijak ma się do faktu, iż jeszcze niedawno mogłem tu wejść bez problemu.
    — Haczyk – odparła cicho, śmiejąc się w duchu — Szalonooki wiedział o pańskiej obecności tutaj, a skoro nie jest pan tu mile widziany, stwierdził, że..
    — Moja noga tu więcej nie postanie? Sprytne – parsknął śmiechem tak przerażającym, że Hermiona odsunęła się od niego na kilka kroków. O ile można to było nazwać śmiechem. I, o dziwo, zignorował jej zadziorny ton — Z tego co mi wiadomo jest to Kwatera Główna Zakonu, a ja także do niego należę – zamyślił się na chwilę i już po chwili odezwał się chłodnym głosem — Zdrajca.
    "Zdrajca" powtórzyła Hermiona w myślach. "Kto tu jest zdrajcą? Kto tu zabił kogoś, kto mu ufał?". Fuknęła cicho, ale nie skomentowała. Z doświadczenia wiedziała jak nieprzyjemnie może zareagować Mistrz Eliksirów na takie komentarze.
    — Więc skąd pan w ogóle wiedział jakie jest hasło?
    — Granger, czy Ty musisz zawsze wszystko wiedzieć? – zaczął coś mówić o nieuwadze członków Zakonu i o tym, jak łatwo inni mogą dostać ich informacje — Przypadkowo podsłuchałem.
    — Przypadkowo?
    — Zajmij się lepiej zaklęciami. Sprawdź, czy nikogo tu nie ma.
    Odetchnął z myślą, że to koniec fali pytań. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, Hermiona odezwała się przerażonym głosem:
    — Nie jesteśmy sami.
    — Ile? – spytał z nutą przerażenia. Jednak nie dał tego po sobie poznać.
    — Dwie osoby.
    — Zachowuj się cicho, Granger. Nie chcę mieć Cię na sumieniu.
    Zadrgało powietrze, kiedy przechodził obok niej. Westchnęła ciężko i starając się nie zrobić żadnego hałasu, z duszą na ramieniu powędrowała za Snape'm. Słychać było jakieś przytłumione głosy - nie mogła jednak rozpoznać do kogo one należą. Byli coraz bliżej drzwi do kuchni. Docierały do niej jakieś urywki rozmowy. Snape zatrzymał się, a Hermiona,  nie zauważając tego, wpadła na niego. Chciała pisnąć, ale w odpowiednim momencie mężczyzna zakrył jej usta dłonią i z gestem groźby pomachał jej różdżką przed oczami. Podłoga zaskrzypiała przeraźliwie. Rozmowy w środku ucichły na kilka sekund i wtedy czyjś głos przemówił:
    — Ktoś tu jest.
    Nie było słychać żadnych kroków ani jakichkolwiek oznak życia. Hermiona nogi miała jak z waty, czego nie można było powiedzieć o Mistrzu Eliksirów. Na jego twarzy nie pojawił się nawet najmniejszy grymas.
    — Bądź gotowa – powiedział cicho — Otwieram drzwi na jeden, dwa i trzy!
    Drzwi otworzyły się z hukiem. Hermiona gotowa była rzucić zaklęcie rozbrajające, ale dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że nie ma na kogo. Ruszyła się z zamiarem wejścia do pomieszczenia, ale Snape zatrzymał ją jednym ruchem. Nie pałała do niego chociażby strzępkiem przyjaźni, ale wiedziała, że w takiej sytuacji nie ma innego wyboru niż mu zaufać. Została na swoim miejscu, a mężczyzna powoli i ostrożnie ruszył przed siebie. Obserwowała go dokładnie, chociaż nigdy by się do tego nie przyznała. Każdy ruch wykonywał idealnie i z gracją. Nie było błędów, niedociągnięć. Poruszał się delikatnie, a jego czarne szaty lekko falowały. Różdżkę miała uniesioną, mimo, że ręce jej drżały. Z niedowierzaniem patrzyła na mężczyznę i zastanawiała się dlaczego jest taki spokojny.
    — Panie profesorze.. – zaczęła jednak ten od razu odwrócił się w jej stronę i podniósł palec wskazujący do ust. Zamknęła usta i niepewnie kiwnęła głową.
    — Hermiona?
    Snape był w połowie kuchni, kiedy Hermiona usłyszała znajomy głos. Zakręciło jej się w głowie. Zamknęła oczy i potarła skronie. Przecież to nie może być jego głos. To na pewno było jakieś złudzenie. Do tego doszło, że ze stresu ma już omamy!
    — Co Ty tutaj robisz? – odezwał się drugi głos. Poczuła, że robi jej się gęsia skórka. Nie wiedziała skąd dochodzą głosy, ale z pewnością nie od ich właścicieli. Snape odwrócił się do niej także nie wiedząc o co chodzi — Harry, peleryna! Zdejmij ją!
    W powietrzu pojawiła się ruda, piegowata twarz. Hermionie zrobiło się słabo na ten widok. Mistrz Eliksirów rzucił jakimś zaklęciem rozbrajającym i wtedy pojawiła się także druga postać.
    — Ej! Co to miało być?! – krzyknął oburzony rudowłosy w kierunku starszego mężczyzny i dopiero po chwili zorientował się do kogo mówi — Ee.. przepraszam, profesorze Snape..
    Hermiona stała jak zamurowana, a reszta zebranych mogła przysiąc, że słyszeli dźwięk jej opadającej szczęki. Wszyscy spojrzeli na siebie zdziwieni.
    — Harry? – wydukała Hermiona i podbiegła do chłopaka. Objęła go ramionami — Ron!
    Snape skrzywił się. Między jego brwiami pojawiła się niezbyt widoczna, ale głęboka zmarszczka. Nie był zadowolony z obecności dwóch Gryfonów, a tym bardziej dlatego, że wszyscy są teraz narażeni na atak Śmierciożerców.
    Harry spojrzał znacząco na czarnowłosego mężczyznę i na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Mimo to, czuł się szczęśliwy, że po tak długim czasie wreszcie mógł znów zobaczyć przyjaciółkę. Za to Hermiona patrzyła na nich z ogromnym bólem. Nie mogła darować sobie tego, że przez ich nieuwagę uległa poważnemu wypadkowi i właśnie dlatego musiała od nich odejść.
    — Granger, masz czas do wieczora – syknął Snape obrzucając Harry'ego wściekłym spojrzeniem. Harry spojrzał na dziewczynę pytająco, jednak ona machnęła ręką.
    Mężczyzna wyszedł z pomieszczenia i zostawił ich samych. Cała trójka uśmiechnęła się. Hermiona speszyła się i spojrzała w dół.
    — Macie już wszystkie.. no wiesz.. horkruksy? – spytała cicho, cały czas patrząc w stronę drzwi. Harry pokręcił głową, a Ron powiedział coś całkowicie niecenzuralnego. Skarciła go ostrym spojrzeniem.
    — Brakuje jednego – westchnął głośno i spuścił głowę.
    — Harry – powiedziała Hermiona zbyt poważnym tonem całkowicie do niej niepasującym — Pospieszcie się. Nie macie dużo czasu.
    — Hermiono.. Dopóki Vol..
    — Nie! – wrzasnęła i zakryła mu usta — To imię Tabu!
    — Dopóki Sama-Wiesz-Kto nie znajdzie mnie, nie może zbyt wiele zrobić. Jemu chodzi tylko o mnie. I to o mnie toczy się ta wojna. Wiem, że lepiej było by to zakończyć, ale od kilku miesięcy nie możemy znaleźć ostatniej części duszy Vol.. Sama-Wiesz-Kogo.
    — Ale Harry – spuściła wzrok chyba pierwszy raz nie wiedząc co powiedzieć — Masz dwa tygodnie.
    — Hermiono – Ron podszedł do niej — To raczej od nas zależy ile czasu mamy. Nie ma Cię z nami, więc nie możesz nam wyznaczać..
    — Nie ma mnie z Wami przez Twój głupi wybryk! – krzyknęła głosem przepełnionym rozpaczą, bólem i.. nienawiścią? — Gdyby nie Ty i Twoja głupia duma..
    — Dość! – krzyknął Harry i rozdzielił ich oboje – Co masz na myśli mówiąc, że mamy tylko tyle?
    — Musicie się pospieszyć – mówiła cicho. Bała się powiedzieć prawdę.
    — Wróć do tematu.
    — Za dwa tygodnie Śmierciożercy zaatakują Hogwart – wypuściła powietrze z ust i spojrzała przepraszająco na przyjaciół - Drugiego maja.
    — Skąd to wiesz? – Harry skrzywił się jeszcze bardziej.
    — A więc tak! – krzyknął Ron, popychając dziewczynę do tyłu. Spojrzała na niego zdezorientowana.
    — Jak? – spytała razem z Harry'm nie wiedząc o co chodzi.
    — Co tu robisz ze Snape'm, co? Myślisz, że nie wiemy?
    — Ron, naprawdę nie rozumiem o czym Ty mówisz – powiedziała czerwona ze złości, a Harry przytaknął.
    — Skąd wiesz co planują Śmierciożercy? To oczywiste – zaklął pod nosem i pchnął ją jeszcze bardziej. Harry zabrał go od dziewczyny i starał się go uspokoić — Co on Ci zrobił? Przyłączyłaś się do nich, razem z tym cholernym..
    — Dość! – wrzasnęła tym razem Hermiona, kiedy poczuła, że do oczu napływają jej łzy — I do twojej wiadomości; Snape jest tu ze mną bo.. bo.. ratuje mi życie!
    — Oczywiście!
    — Zamknij się Ron!
    Ronowi poczerwieniała cała twarz, a po chwili nawet uszy. Rzucił wściekłe spojrzenie Hermionie i mruczał coś pod nosem o spisku przeciwko nim.
    — Cholerna zdrajczyni!
    — Ron..
    — Harry, nie rozumiesz? – warknął rudowłosy i  odrzucił jego ręce, kiedy ten znów próbował go uspokoić — Myślisz, że co tu robi ze Snape'm?
    Rzucił kilka obelg w stronę dziewczyny i ruszył w jej stronę. Stanął przed nią i splunął na jej buty. Bez ostrzeżenia złapał jej lewą rękę i podniósł rękaw. Przyjrzał się dokładnie jej nadgarstkowi, którego, wbrew jego zdziwieniu, nie pokrywał wypalony Mroczny Znak.
    — Jak śmiesz? – krzyknęła oburzona i wybiegła z kuchni zalewając się łzami.
    Nigdy nie płakała, jednak ta sytuacja była wyjątkiem. Przegrała z własnymi emocjami i stresem związanym z panującą wojną. Nie mogła się powstrzymać i wreszcie dała upust łzom.
    Biegła przed siebie po całym domu, nie zwracała uwagi nawet na kąśliwe uwagi pani Black. Słyszała krzyki Harry'ego, który pewnie robił teraz kazanie Ronowi. Zastanawiała się jak, po siedmiu latach, chłopak mógł powiedzieć jej coś takiego. Nie docierało do niej co się dzieje. Nie wiedziała nawet co czuje. Coś w rodzaju rozpaczy, wewnętrznego bólu i nienawiści, jednak to nie było to. Nie znała tego uczucia. To było coś innego.
    Odruchowo powędrowała do sypialni, którą zwykle zajmuje razem z Ginny. Zatrzasnęła drzwi z hukiem, rzuciła się łóżko i nadal płacząc, przykryła głowę poduszką.
    — Niezłe przedstawienie, nie ma co – odezwał się cichy, stłumiony głos. Zamarła. Podniosła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na ciemnej postaci w mrocznym kącie pokoju.
Theme by MIA