Kiedy otworzyła oczy, nie znajdowała się już w tym okropnym gabinecie. Była w ciemnym pomieszczeniu, jakby rezydencji. Na wysokich ścianach bladym światłem świeciły lampy, na samym środku znajdował się ogromny, drewniany stół, a wokół niego stało kilkanaście osób. Wzrok wszystkich skierował się w jej stronę. W dużym kominku po przeciwległej stronie ostatnim płomieniem żarzyło się drewno, w małym stopniu ogrzewając wielką salę.
— Cóż to z miła niespodzianka, Severusie – odezwał się głos za nią, a dziewczyna podskoczyła przestraszona.
Dopiero wtedy przypomniała sobie o żelaznym uścisku na jej ramieniu. Odwróciła głowę i zamarła z przerażenia. Czarnowłosy mężczyzna obrzucił ją chłodnym spojrzeniem i triumfalnie uniósł głowę z geście wyższości. Spojrzał przed siebie na zebrane osoby, ale ukradkiem obserwował zlęknioną Gryfonkę. Nie wiedziała co się dzieje i kim są ci ludzie. Dopiero po chwili zaczęła rozpoznawać ich twarze – twarze Śmierciożerców. Mężczyzna, który wypowiedział słowa, wyszedł teraz zza pleców Snape'a i stanął przed dziewczyną. Długim, smukłym palcem złapał jej podbródek i uniósł do góry, jakby oglądał jej twarz niczym ciekawe znalezisko. Hermiona z całych sił chciała wyrwać się z mocnego uścisku, ale paraliżowała ją siła nauczyciela.
— Panie, to ta mugolska dziewczyna! – pisnęła jedyna kobieta oprócz Hermiony w tym pomieszczeniu. Z szaleńczym uśmiechem na ustach podbiegła do dziewczyny i zaśmiała się szyderczo, patrząc jej prosto w oczy.
— Jesteś bardzo spostrzegawcza, Bello – mruknął Snape i gestem dłoni kazał jej się odsunąć. Ta jednak skakała dookoła i wykrzykiwała tylko jej zrozumiałe słowa. Hermiona niemo wołała o pomoc, jednak kiedy rozpoznała kim jest mężczyzna stojący przed nią, zrozumiała powagę sytuacji w jakiej się znajduje.
Oschle patrzył na nią sam Lord Voldemort. Rozpoznała także Lucjusza Malfoy'a i jego syna Draco, którego jeszcze kilka godzin temu widziała na szkolnym korytarzu. Lucjusz nie wyglądał tak, jak go zapamiętała kilka miesięcy temu - jego twarz pokrywały liczne zmarszczki i lekki zarost. Nawet jego postawa uległa ogromnej zmianie. Stał się jakby lekko przygarbiony. Nie było już od niego czuć władzy i pogardy, z jaką podchodził do mugolskiej dziewczyny.
— Panie – jęknęła Bellatrix, szarpiąc rękę Hermiony — Pozwól mi..
— Nie! – ryknął Czarny Pan, a kobieta odskoczyła do tyłu, składając lekki ukłon — Nie rozumiem, Severusie, dlaczego ta plugawa.. – urwał, szukając odpowiednio nieprzyzwoitego słowa określającego Hermionę — Dlaczego ta dziewczyna jest tutaj z Tobą.
Uścisk stał się jeszcze mocniejszy, a szczupłe palce wbiły się w ramię dziewczyny z taką siłą, że ta miała wrażenie jakby na jej ramię została założona metalowa obręcz. Wiedziała, że Snape nie ma pojęcia co odpowiedzieć. Spojrzenia wszystkich Śmierciożerców zgromadzonych w sali wywiercał w niej ogromny otwór. Bała się, że każdy z nich dzięki swoim zdolnościom może w każdej chwili poznać jej myśli i zawładnąć jej umysłem.
— Jest potrzebna – mruknął Severus, a w jego głowie zrodził się pewien plan. Jednak był bardzo niebezpieczny i każde złe podejście mogło odebrać jej życie — To bardzo długa historia..
— ..którą opowiesz nam innego dnia – wtargnął Lucjusz Malfoy, przewracając przy tym ostentacyjnie oczami — Czy możemy przejść do rzeczy?
Nagle zainteresowanie osobą Hermiony Granger opadło całkowicie. Wszyscy oprócz Mistrza Eliksirów zasiedli wokół stołu i jedynie Bellatrix obserwowała dziewczynę z szaleńczymi iskierkami w oczach. Przygryzła wargę i uśmiechnęła się ukradkiem, mając w głowie wizję tortur, jakie może zadać dziewczynie. W oczekiwaniu na słowa Czarnego Pana, bawiła się swoim naszyjnikiem w kształcie czaszki. Severus Snape nie ruszał się, trzymając dziewczynę.
— Odprowadźcie tą dziewczynę – powiedział cicho Czarny Pan, krzątając się po sali. Belliatrix zerwała się jako pierwsza, chwyciła dłoń Hermiony i szarpiąc jej rękaw na strzępy, zaprowadziła ją do lochów.
Hermiona z przerażenia nie potrafiła postawić się silnej kobiecie. Głos uwiązł jej w gardle, tworząc ogromną kulę. W tym czasie Czarny Pan ujawniał zwolennikom swoje plany dotyczące nadchodzącej wojny. Wszyscy oprócz Severusa słuchali ich z zapałem, jednak on był przerażony. Chciał jak najdalej odsunąć to widmo od chłopca, którego przysiągł bronić, jednak dobrze wiedział, że jest to nieuniknione. Żaden nie może żyć, jeśli drugi przeżyje. Wtedy przypomniał sobie piękne oczy Lily Evans, które kilkanaście lat temu obdarzały go ciepłym spojrzeniem. Wspomnieniami uciekał do młodzieńczych lat, patrzył na rudowłosą dziewczynkę, opowiadał jej o magicznym świecie.. Wiedział, że to właśnie dla jej syna poświęca swoje życie. I robił to tylko dla niej.
Zapanowała przerażająca cisza, a wzrok zebranych skupił się na czarnowłosym mężczyźnie. Wtedy wyrwał się z transu i niemo szukał pomocy we wrogich twarzach. Niektórzy obrzucili go pogardliwym spojrzeniem, tylko Czarny Pan przyglądał mu się z wyraźnym zaciekawieniem.
— Potrzebuję Twojej pomocy – powiedział zachrypłym głosem, a Snape od razu skinął głową na znak porozumienia.
Nie chciał się sprzeciwiać. Ze względu na swoje położenie nawet nie mógł o tym myśleć. Był świadomy tego, jaka musi być kolej rzeczy. Syn Lily musi zginąć, a ten, który odebrał życie jego miłości zostanie tutaj. Umysł Severusa pogrążył się w smutku, ogromnej nienawiści, jaką żywił do Czarnego Pana. Musiał jednak być posłuszny.
Każdy dokładnie zapamiętywał polecenia wydawane przez Voldemorta. Nie mogło być żadnej pomyłki.
— Potter.. – mruknął Lucjusz Malfoy i spojrzał na syna. Jego głos stał się przerażającym echem — Nie mamy Pottera.
W głowie Snape'a pojawiła się przerażająca myśl. Nie mają Pottera, ale za to jest Granger, która zapewne wie wszystko o jego położeniu. I przypadkiem sama się tutaj pojawiła, sama podsunęła się im pod nosy. Mężczyzna poczuł jak w żołądku zaciska mu się metalowa obręcz. Był przerażony, ale nie ukazywał tego. W tym momencie był dumny, że opanował sztukę oklumencji. Najgorsze scenariusze przechodziły przez jego myśli.
— Przyprowadź dziewczynę.
Snape zerwał się się z miejsca. Wiedział, że musi ją uratować. Nie może pozwolić, żeby niewinna dziewczyna cierpiała tortury zadane przez Bellatrix Lestarnge. Nikt nie może poznać teraz położenia Pottera. To może zaburzyć cały idealny plan stworzony przez Dumbledore'a. Jeśli dopadną go zanim odnajdzie wszystkie cząstki duszy Voldemorta.. To niemożliwe. Razem z nim poszła Bellatirx podniecona myślą o nadchodzącej zabawie. Snape spojrzał na nią ukradkiem. W prawej dłoni trzymała już przygotowaną różdżkę. Ciemne włosy opadały falami na jej ramiona, co chwilę zmieniając ułożenie. Zbliżyli się do celi, w której znajdowała się Gryfonka. Stanęła przed kratami i przerażona spojrzała na nauczyciela. Dla Severusa czas jakby się zatrzymał.To ostatni moment, aby ją ratować. Zdał sobie sprawę, jak nieodpowiedzialne było pozostawianie otwartej księgi na biurku. Przez to może ucierpieć niewinna dziewczyna, plan, jaki opracował razem z Albusem, a nawet on sam. Jakie mogą być konsekwencje ucieczki? Odcięcia Czarnemu Panu dostępu do wroga? Bellatrix zaklęciem otwierała kłódkę. Jego ręce nagle stały się ciężkie, jakby ktoś poraził go zaklęciem paraliżującym. Jednym ruchem odepchnął zdezorientowaną kobietę od siebie i wbiegł do celi. Spojrzał na Hermionę, której zdziwienie zmieszane z przerażeniem malowały się na delikatnej twarzy i złapał ją za ramię. Snape wyciągnął różdżkę z zamiarem teleportacji, a Bellatrix krzyknęła coś niezrozumiałego do reszty Śmierciożerców i rzuciła w kierunku Hermiony niebezpieczne zaklęcie. Gryfonka poczuła znajomy ucisk w okolicach pępka i zamknęła oczy. Krzyki Bellatrix ucichły, zastąpił je jakiś szum. Hermiona nie otwierała oczu, obawiając się, że gdy tylko je otworzy, zobaczy przerażającą twarz Czarnego Pana. Serce tłukło jej się w piersi i zdawało jej się, że za moment wyskoczy z ciała. Jej sen przerwało mocne szarpnięcie w okolicy nadgarstka prawej dłoni.
— Ruszaj się – warknął Snape, a dziewczyna rozejrzała się dookoła. Wszędzie byli ludzie i na pewno nie była to ta sama sala, którą odwiedziła jeszcze kilka chwil temu.
Stali przed jakimś barem w mugolskim mieście. Z oddali dobiegał dźwięk silników kilkuset samochodów zagłuszany przez stukot butów przechodniów. Hermiona spojrzała zdezorientowana na nauczyciela oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi lub - w najlepszym wypadku - wyjaśnień.
— Profesorze, co my tu robimy? – spytała cicho, kiedy Snape nie wyczytał z jej oczu pytania. Bała się, że ten zaraz wybuchnie i zacznie wrzeszczeć.
— Zamknij się i nie zadawaj pytań, Granger.
Opuściła wzrok i przyjrzała się szarym płytkom chodnikowym. Snape rzucił na nich zaklęcie kameleona i niczym dwa cienie pomknęli przed siebie ostrożnie mijając niczego nieświadomych ludzi. Hermioną targały przeróżne emocje. Zaczynając od strachu, przez przerażenie i niepewność, na nienawiści kończąc. Była zdezorientowana. Nie wiedziała jak i dlaczego znalazła się w dworze Malfoy'ów, którego mury dopiero teraz rozpoznała. Miała tysiące pytań, które bała się zadać. Myślała o Harry'm i Ronie. Co oni mogą teraz robić? Jeśli Voldemort wreszcie ma ją, dopadnie także ich.. Ale dlaczego Snape oszołomił Bellatrix i uciekł razem z nią - mugolaczką, wrogiem i kimś, kto ma informacje o Wybrańcu?
Dlaczego?
Po jakimś czasie znaleźli się z dala od centrum miasta. Częstotliwość spotykania przypadkowych osób prawie całkowicie spadła, więc byli bezpieczni. Snape szarpnął Hermionę za rękaw i pociągnął za mur z czerwonej kostki.
— Siedź cicho – warknął i z tylnej kieszeni wyciągnął różdżkę. Z jej końca po chwili wystrzeliło jasne światło, jednak nic się nie stało. Położył dłoń na ramieniu dziewczyny i ponownie rzucił zaklęcie — Daj różdżkę.
Hermiona posłuchała profesora i już po chwili w dłoni trzymała przedmiot. Spojrzała na nią.
— Zabierz nas do Hogsmeade.
Rzuciła zaklęcie i zamknęła oczy, w oczekiwaniu na nieprzyjemne skutki teleportacji. Nie poczuła nic, a kiedy otworzyła oczy nadal stała w tym samym miejscu. Powtórzyła czynność jeszcze kilka razy, tak samo jak Snape, ale nie przyniosło to oczekiwanego skutku. Severus zaklął cicho pod nosem i rzucił dziewczynie zrezygnowane spojrzenie.
— Gratuluję, Granger – wycedził przez usta i posłał jej nienawistne spojrzenie.
— Nie rozumiem.
— Co Ci strzeliło do głowy, żeby dotykać tego..
— To był świstoklik? – spytała spokojnie, nie zwracając uwagi na ostry ton nauczyciela. Przytaknął skinieniem głowy.
— Gdybyś trzymała łapy przy sobie, nie byłoby nas teraz tutaj.
— To nie moja wina – spuściła głowę i odwróciła się tyłem do mężczyzny. Była wściekła. Nie wiedziała, że zwykła księga może być świstoklikiem. Chociaż mogła się tego spodziewać. Przecież to Severus Snape! Najbardziej dwulicowy człowiek, jakiego spotkała. Zawsze była przekonana, że nie jest wierny Dumbledore'owi. Wiedziała, że przez niego dawny dyrektor nie żyje. Bała się cokolwiek powiedzieć. Przez siedem lat poznała Snape'a i dobrze wiedziała jak może zareagować, ale mimo to postanowiła walczyć — Nie ja gram na dwa fronty.
— Słucham?
— Nie ja zabiłam osobę, która mi zaufała i to nie ja zrobiłam to w imię władzy! – krzyknęła mu prosto w twarz, wreszcie, po prawie roku dając upust swoim emocjom.
Snape był wściekły. Wiedział, jak w oczach innych wygląda ta sytuacja. Dla Voldemorta było to świadectwo oddania i posłuszeństwa, ale dla społeczeństwa czarodziei to zabójstwo jednego z najmądrzejszych nauczycieli Hogwartu, to zdrada w imię własnej sławy i pozycji. Ale tylko on, Książę Półkrwi, znał prawdę, tylko on wiedział dlaczego i w jakim celu to zrobił. I kto go o to poprosił.
"Gdybyś tylko wiedziała"..
— Granger, na miłość boską, przymknij się – warknął, nie chcąc się jej tłumaczyć — Czarny Pan..
— Czarny Pan mnie nie obchodzi, profesorze.
— To niech Cię zacznie obchodzić! – ryknął Snape. Jego krew pulsowała w żyłach, a ręka zaciskała swój ucisk na różdżce. Nie rozumiał tego, że dziewczyna zdaje się nie czuć niebezpieczeństwa jakie jej grozi.
Hermiona odsunęła się do tyłu i rzuciła nauczycielowi nienawistne spojrzenie. Utwierdziła się w przekonaniu, że z całego serca nienawidzi tego człowieka. Chciała jak najszybciej wrócić do szkoły i zapomnieć o całym wydarzeniu - ale było to niemożliwe. Z jakiegoś powodu nie mogli się teleportować nawet do Hogsmeade. Ręce jej drżały ze zdenerwowania.
— Panie profesorze, co teraz zrobimy? – spytała cicho, bojąc się kolejnego wybuchu.
— Spytaj lepiej co Ty zrobisz. Przede wszystkim musimy się ukryć – Hermiona spojrzała na niego nie rozumiejąc, co nauczyciel ma na myśli.
— Chodzi o naszą ucieczkę? – Snape przytaknął.
— Czarny Pan poszukuje Pottera od miesięcy. Aż nagle pojawiasz się Ty - ta, która może wiedzieć o nim wszystko. Wiesz ile trudu mi zabrało przekonywanie go, że nie masz o chłopaku żadnych informacji?
Hermiona spojrzała zdumiona na mężczyznę. Chciała powiedzieć "Dziękuję", ale bała się.
— Chronił mnie pan.
Nie odpowiedział.
Chronił ją i Pottera od siedmiu lat, za każdym razem, kiedy mogli dostać się w szpony Voldemorta. Musiał jednak działać niezauważony. Każdy błąd mógł ich kosztować nawet życie.
— Zaiste, Granger – powiedział cicho, jednak nie usłyszała tego. Może to i lepiej? — Staraj się nie używać czarów. Śmierciożercy zajęli Ministerstwo Magii. Znajdą nas. Musimy jak najszybciej dostać się do Grimmauld Place.