Mijały godziny, a Snape nadal obserwował widok za oknem. Hermiona zaczynała się powoli denerwować zachowaniem profesora, jednak nic nie mówiła. Nie wychodziła także do kuchni porozmawiać z przyjaciółmi - chyba pierwszy raz nie czuła takiej potrzeby. Słyszała przekrzykujące się odgłosy kłótni, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Usiadła na łożu, przymknęła oczy i zaczęła rozmyślać. Zatapiała się coraz głębiej w niekończącej się otchłani wybujałej wyobraźni, kiedy usłyszała cichy, chłodny głos Snape'a.
— Za dziesięć minut wychodzimy.
Otworzyła oczy, wyrywając się z transu i spojrzała niepewnie na mężczyznę. Stał tyłem do niej. Czarne, przetłuszczone włosy ledwo dotykały ramion i były idealnie proste. Dłoń nerwowo trzymał w miejscu, gdzie pod warstwą materiału znajdowała się różdżka.
— Mamy jakiś plan? – spytała cicho Gryfonka, nie spuszczając z niego wzroku. Zawahał się, ale odpowiedział krótko:
— Tak.
Dziewczyna wstała z łoża, starając się nie zrobić przy tym żadnego hałasu. Skierowała się do drzwi i nacisnęła klamkę, która zaskrzypiała ze starości, jednak mężczyzna w czarnych szatach nawet nie drgnął. Na korytarzu odetchnęła z ulgą i przymknęła na chwilę oczy, aby uspokoić nerwy. Skierowała się do pomieszczenia, skąd dochodził dźwięk rozmowy.
Stanęła przed otwartymi drzwiami i oparła się o futrynę. Obserwowała przyjaciół pogrążonych w ciszy i przyglądających się niepewnie jakiemuś przedmiotowi. Rudowłosy chłopak nachylił się nad zgiętą kartką, otwierając usta i wydukał ciche:
— Hermiona? – stuknął palcem w punkt z imieniem i nazwiskiem dziewczyny.
Hermiona stanęła za nim i oparła się na oparciu krzesła, na którym siedział.
— Tak? – spytała z szyderczym uśmiechem na twarzy. — O co chodzi?
Ronald podskoczył słysząc jej głos i skrzywił się. Spojrzał na nią, potem na kartkę i znów na dziewczynę.
— Mapa Huncwotów? – spytała bardziej siebie niż któregoś z kolegów i spojrzała na nazwiska. Znalazła wiele znajomych i kilka nowych, ale wspomnienie każdego z nich bolało tak samo mocno.
— Hermiona? – powiedział Harry, wybałuszając oczy. Wstał i skierował różdżkę w jej stronę, a ta odskoczyła zaskoczona. — Nie możesz być w dwóch miejscach na raz.
— Jak to nie? – mruknęła.
— Nie możesz być w Hogwarcie i tutaj jednocześnie..
— Moja słodka tajemnica – odparła, uprzedzając pytania i posłała chłopakowi najbardziej promienny uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. — Przyszłam się pożegnać.
Ron stał bez ruchu. Nawet Harry nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Hermiona, widząc to, kolejno podeszła do każdego i mocno przytuliła. Kiedy odchodziła, spojrzała na nich ostatni raz i z bólem wyszła na korytarz. Mimo słów jakie potrafili powiedzieć, kochała ich. Kochała ich jak braci. To z nimi przeżyła wiele szczęśliwych chwil, dzięki nim poznała prawdziwą przyjaźń, jakiej nie zaznała nigdy wcześniej. Wiedziała, że teraz, kiedy ich sylwetki powoli znikają za zamykanymi drzwiami może być to ostatni raz kiedy ich widzi. Nie chciała tego robić, jednak musiała. Razem ze swoim wrogiem – Severusem Snape'm – są poszukiwani przez Czarnego Pana, który dałby wszystko, żeby ich dostać. I to razem z nim musi uciekać – żeby przeżyć.
Odwróciła się i spojrzała w kierunku schodów skąd dochodził coraz wyraźniejszy stukot obcasów. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a z ciemności wyłonił się Snape. Spojrzał na nią obojętnie, choć w jego oczach czaił się cień strachu. Bał się o tą dziewczynę, o jej życie.. Była zbyt młoda na wojnę i śmierć. Choć dobrze wiedział, że jest bardziej dojrzała od swoich rówieśników - nadal była zbyt młoda. Skinął głową w stronę drzwi wyjściowych. Hermiona ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu jakby szukając pocieszenia. Wyszła na zewnątrz za mężczyzną i stanęła na betonowym schodku. Ukradkiem omiotła wzrokiem okolicę i spojrzała pytająco na Severusa. Ten tylko wysunął rękę w jej stronę, którą dziewczyna od razu złapała. Zamknęła oczy i nieświadomie coraz mocniej zaciskała dłoń na nadgarstku mężczyzny. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co zrobiła, jednak profesor chyba nie zwrócił na to uwagi.
— Skup się – powiedział chłodnym tonem. — Myśl tylko o lesie.
Hermiona starała się wykonać polecenie, choć nie wiedziała co Mistrz Eliksirów ma na myśli. Była przekonana, że jej nie wychodzi. Snape wypowiedział zaklęcie i machnął różdżką. Świat zawirował im przed oczami. Widzieli jak przelatują nad różnymi miejscami i choć wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy oboje w głowach mieli dokładnie rozpoznane miejsca. Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy ponownie poczuła ziemię pod stopami. Snape rozejrzał się dookoła. Nad nimi zwisała szaro-brązowa kopuła utworzona z liści wysokich drzew. Zielona przyziemna roślinność chociaż w pewnym stopniu mogła zapewnić im kryjówkę. Przez chwilę czuli się wolni i oboje zapomnieli o tym, że cały czas muszą uciekać. Hermiona wspominała wakacje z rodzicami, a Severus chwile, kiedy jeszcze nie był w wieku szkolnym i matka zabierała go na leśne spacery. Westchnął cicho, mając nadzieję, że dziewczyna nie zauważyła cienia smutku na jego twarzy. Bał się, że może go rozgryźć. Odrzucając na bok wspomnienia, uniósł różdżkę i rzucał dookoła zaklęcia ochronne. Przychodziło mu to z łatwością. Hermiona dołączyła do niego i już po chwili stworzyli niewidzialną powłokę ochronną. Wyjął z kieszeni malutkie, złote pudełeczko ze zdobieniami, dwa razy mniejsze od jego dłoni i otworzył je. Gryfonka ukradkiem zajrzała do środka, jednak zauważyła, że było ono puste. Lub przynajmniej tak jej się wydawało, bo Snape mógł włożyć do niego prawie całą rękę. Otworzyła usta ze zdumienia, bo przypomniało jej się co sama zrobiła ze swoją torebką, żeby pomieścić tam wiele rzeczy. Wyciągnął z niego ciemny materiał, który rósł z każdą chwilą, a po chwili wzbił się w powietrze. Po kilku sekundach opadł z powrotem na ziemię i uformował się w niewielki namiot. Snape zbliżył się do niego i skinął głową w stronę Hermiony, aby ta weszła jako pierwsza. W środku panowała całkowita ciemność. Czując wzajemne zakłopotanie, oboje w jednej chwili wyciągnęli różdżki z kieszeni i rozświetlili przestrzeń. W środku przestrzeń wydawała się powiększona o wiele więcej niż wygląda w rzeczywistości. Znajdowali się w malutkim korytarzu, który wprost prowadził do części sypialnej po prawej stronie, zaś po lewej znajdowało się wolne miejsce. Pod sufitem lewitowały srebrne lampiony z zamkniętymi w środku robaczkami świętojańskimi. Hermiona, całkowicie zapominając o świecie, z pasją przyglądała się stworzeniom, które przerażone jej wzrokiem starały się ukryć. Rozglądała się dookoła, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół tego miejsca. W pewnym momencie przypomniała sobie o podobnym namiocie w jakim mieszkała w rodziną Weasley'ów podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu. Wtedy jeszcze mogła być spokojna o swoje życie. Kiedy spostrzegła, że została sama, postanowiła rozejrzeć się. Snape w tym czasie starał się jak najlepiej przygotować namiot na tymczasowy pobyt w nim. Praca pochłonęła go całkowicie, więc nawet nie usłyszał kiedy młoda dziewczyna stanęła za jego plecami.
— Więc jaka jest część planu na dzisiejszy dzień, panie profesorze? – spytała. Źrenice Snape'a rozszerzyły się, kiedy mężczyzna usłyszał niespodziewany dźwięk, jednak ten ani drgnął. Westchnął cicho, kiedy poczuł, że serce bije mu coraz mocniej. Przez lata szpiegowania nie potrafił się inaczej zachować. Strach był na każdym kroku i dobrze o tym wiedział. Jeden błąd, a przecież śmierć tuż za rogiem. Przez lata żył w niepewności. Nie wiedział czy dożyje następnego dnia, czy może obudzi się u stóp Czarnego Pana torturowany przez niego samego i jego zwolenników. Nic nie było pewne.
— Dowiesz się w swoim czasie – rzucił i wrócił do swojego zajęcia.
Minęło kilka godzin, zanim Snape uznał czynność za zakończoną. Odetchnął z ulgą, kiedy spojrzał na swoje dzieło. Dopiero wtedy przypomniał sobie o istnieniu Hermiony i lekko zakłopotany zaczął jej szukać. Znalazł ją dopiero po kilku minutach, skuloną i zmarzniętą. Siedziała na chłodnej ziemi opierając się o potężne, wiekowe drzewo. Patrzyła w dal i zastanawiała się co będzie dalej. Jak potoczy się życie jej i Snape'a. Zdziwiła się, bo pierwszy raz na poważnie martwiła się o tego człowieka. Wiedziała, że śmierć jest blisko, ale nie miała pewności w którym momencie ją zaskoczy.
— W środku jest o wiele cieplej – odezwał się Snape, nie wiedząc jak zacząć.
Dziewczyna drgnęła, słysząc niespodziewany dźwięk. Odwróciła głowę i zmęczonymi oczami spojrzała na profesora. Skinął głową w stronę namiotu i już po chwili zniknął w jego czeluściach. Hermiona odprowadziła go wzrokiem i po chwili zastanowienia powędrowała jego śladem. Kiedy znalazła się w środku, westchnęła z wrażenia. Wszystko wyglądało inaczej niż kilka godzin temu. Jasna, błękitna ściana oddzielała część kuchenną od części sypialnej. W malutkim przedsionku stał wieszak, a na nim dwa płaszcze, których wcześniej nie zauważyła. Być może nawet ich tam nie było. Nie zważając na swoje spostrzeżenie, powędrowała do małej, lecz funkcjonalnej, prowizorycznej kuchni. Już przy wejściu ujrzała siedzącego tam Snape'a, jednak dopiero teraz zobaczyła, że pochłonięty jest czytaniem gazety. Mugolskiej gazety! Hermiona prychnęła, widząc to, a kiedy Severus uniósł głowę i posłał jej wściekłe spojrzenie, szybko stłumiła śmiech i starając się to zrobić jak najciszej, usiadła naprzeciwko niego.
— Nie chcę przeszkadzać, panie profesorze – zaczęła cichym, ale pewnym tonem i ukradkiem obserwowała mężczyznę. — Ale muszę zadać panu kilka pytań.
— Granger – wbił wzrok w jej drobną twarz. Obnażył zęby, by po chwili przybrać najbardziej groźny wyraz twarzy jaki tylko mogła ujrzeć u niego przez całe siedem lat. — Mogłabyś mi nie przeszkadzać swoimi pytaniami?
— To bardzo ważne pytania.
— Doprawdy? Ważniejsze niż czytanie mugolskiej gazety? – Hermiona skinęła. — Więc musisz zaczekać.
Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Stanął na wilgotnej ziemi i z irytacją stwierdził, że zaczyna padać. Uniósł oczy ku niebu i ponownie rzucił kilka zaklęć ochronnych, chociaż był więcej niż pewien, że wcześniej zrobił to przynajmniej siedem razy. Kiedy skończył, schował różdżkę do tylnej kieszeni i wrócił do namiotu, zaklęciem zamykając za sobą wejście. Hermiona spała z głową podpartą na stole. Usiadł naprzeciwko niej, a ta momentalnie wróciła do rzeczywistości i wręcz podskoczyła, kiedy po chwili ujrzała jego twarz.
— Więc jakie są twoje pytania?
Hermiona przetarła oczy, łudząc się, że to pomoże jej w racjonalnym myśleniu. Chciała zadać wiele pytań, ale wydawało jej się, że akurat teraz przechodzi chwilowe zaćmienie umysłu.
— Co zamierzamy robić?
Snape westchnął głęboko słysząc słowo "my" i powiedział pod nosem kilka niecenzuralnych słów.
— Zamierzam chronić Cię tak długo, jak to możliwe – odpowiedział po dłuższej chwili zastanowienia. Hermiona wybałuszyła oczy, nie spodziewając się takich słów ze strony Snape'a. Prędzej dałaby sobie rękę uciąć niż uwierzyć, że on kiedykolwiek powie coś takiego. — Nie pozwolę Ci umrzeć.
Dziewczyna wydała z siebie okrzyk zdumienia, co od razu zatuszowała udawanym kaszlnięciem. Snape zdawał się tego nie zauważyć lub, dokładniej, nie zwrócił na to uwagi. Hermiona jednak stwierdziła, że chyba się przesłyszała.
— Nie przesłyszałaś się – mruknął i dopiero wtedy dziewczyna przypomniała sobie o jego zdolności.
— To nie fair!
— Czyżby?
Osiągając szczyt zdenerwowania jego osobą, Hermiona rozważała opcję wdarcia się do jego umysłu. Uśmiechnęła się najbardziej złowieszczo jak tylko potrafiła, jednak nie mogła pobić mistrza. Snape, zauważając to, posłał jej wyzywające spojrzenie i już po chwili na jego ustach pojawił się tajemniczy, zapewne nie zwiastujący nic dobrego, uśmiech. Ponownie przemyślała swój pomysł i już prawie doszła do celu, kiedy poczuła jakby odbijała się od niewidzialnej ściany, chociaż tak naprawdę nie ruszyła się z miejsca.
— Nawet nie próbuj – warknął Snape.
Spojrzała otępiała przed siebie, nie wiedząc co tak naprawdę się stało. Wiele razy wdzierała się do umysłu Harry'ego, ale nigdy nie miała takiego uczucia. Nigdy nie czuła takiej chwilowej pustki, jakby została wypruta z emocji. Co on zrobił?
— Idź spać. Jesteś zmęczona – odpowiedział. Dobrze wiedziała, że Snape odczytał jej myśli i wie, że ona nic nie rozumie.
— Za dziesięć minut wychodzimy.
Otworzyła oczy, wyrywając się z transu i spojrzała niepewnie na mężczyznę. Stał tyłem do niej. Czarne, przetłuszczone włosy ledwo dotykały ramion i były idealnie proste. Dłoń nerwowo trzymał w miejscu, gdzie pod warstwą materiału znajdowała się różdżka.
— Mamy jakiś plan? – spytała cicho Gryfonka, nie spuszczając z niego wzroku. Zawahał się, ale odpowiedział krótko:
— Tak.
Dziewczyna wstała z łoża, starając się nie zrobić przy tym żadnego hałasu. Skierowała się do drzwi i nacisnęła klamkę, która zaskrzypiała ze starości, jednak mężczyzna w czarnych szatach nawet nie drgnął. Na korytarzu odetchnęła z ulgą i przymknęła na chwilę oczy, aby uspokoić nerwy. Skierowała się do pomieszczenia, skąd dochodził dźwięk rozmowy.
Stanęła przed otwartymi drzwiami i oparła się o futrynę. Obserwowała przyjaciół pogrążonych w ciszy i przyglądających się niepewnie jakiemuś przedmiotowi. Rudowłosy chłopak nachylił się nad zgiętą kartką, otwierając usta i wydukał ciche:
— Hermiona? – stuknął palcem w punkt z imieniem i nazwiskiem dziewczyny.
Hermiona stanęła za nim i oparła się na oparciu krzesła, na którym siedział.
— Tak? – spytała z szyderczym uśmiechem na twarzy. — O co chodzi?
Ronald podskoczył słysząc jej głos i skrzywił się. Spojrzał na nią, potem na kartkę i znów na dziewczynę.
— Mapa Huncwotów? – spytała bardziej siebie niż któregoś z kolegów i spojrzała na nazwiska. Znalazła wiele znajomych i kilka nowych, ale wspomnienie każdego z nich bolało tak samo mocno.
— Hermiona? – powiedział Harry, wybałuszając oczy. Wstał i skierował różdżkę w jej stronę, a ta odskoczyła zaskoczona. — Nie możesz być w dwóch miejscach na raz.
— Jak to nie? – mruknęła.
— Nie możesz być w Hogwarcie i tutaj jednocześnie..
— Moja słodka tajemnica – odparła, uprzedzając pytania i posłała chłopakowi najbardziej promienny uśmiech, na jaki mogła się zdobyć. — Przyszłam się pożegnać.
Ron stał bez ruchu. Nawet Harry nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Hermiona, widząc to, kolejno podeszła do każdego i mocno przytuliła. Kiedy odchodziła, spojrzała na nich ostatni raz i z bólem wyszła na korytarz. Mimo słów jakie potrafili powiedzieć, kochała ich. Kochała ich jak braci. To z nimi przeżyła wiele szczęśliwych chwil, dzięki nim poznała prawdziwą przyjaźń, jakiej nie zaznała nigdy wcześniej. Wiedziała, że teraz, kiedy ich sylwetki powoli znikają za zamykanymi drzwiami może być to ostatni raz kiedy ich widzi. Nie chciała tego robić, jednak musiała. Razem ze swoim wrogiem – Severusem Snape'm – są poszukiwani przez Czarnego Pana, który dałby wszystko, żeby ich dostać. I to razem z nim musi uciekać – żeby przeżyć.
Odwróciła się i spojrzała w kierunku schodów skąd dochodził coraz wyraźniejszy stukot obcasów. Nie zdążyła nawet mrugnąć, a z ciemności wyłonił się Snape. Spojrzał na nią obojętnie, choć w jego oczach czaił się cień strachu. Bał się o tą dziewczynę, o jej życie.. Była zbyt młoda na wojnę i śmierć. Choć dobrze wiedział, że jest bardziej dojrzała od swoich rówieśników - nadal była zbyt młoda. Skinął głową w stronę drzwi wyjściowych. Hermiona ostatni raz rozejrzała się po pomieszczeniu jakby szukając pocieszenia. Wyszła na zewnątrz za mężczyzną i stanęła na betonowym schodku. Ukradkiem omiotła wzrokiem okolicę i spojrzała pytająco na Severusa. Ten tylko wysunął rękę w jej stronę, którą dziewczyna od razu złapała. Zamknęła oczy i nieświadomie coraz mocniej zaciskała dłoń na nadgarstku mężczyzny. Dopiero po chwili uświadomiła sobie co zrobiła, jednak profesor chyba nie zwrócił na to uwagi.
— Skup się – powiedział chłodnym tonem. — Myśl tylko o lesie.
Hermiona starała się wykonać polecenie, choć nie wiedziała co Mistrz Eliksirów ma na myśli. Była przekonana, że jej nie wychodzi. Snape wypowiedział zaklęcie i machnął różdżką. Świat zawirował im przed oczami. Widzieli jak przelatują nad różnymi miejscami i choć wszystko trwało zaledwie ułamek sekundy oboje w głowach mieli dokładnie rozpoznane miejsca. Hermiona odetchnęła z ulgą, kiedy ponownie poczuła ziemię pod stopami. Snape rozejrzał się dookoła. Nad nimi zwisała szaro-brązowa kopuła utworzona z liści wysokich drzew. Zielona przyziemna roślinność chociaż w pewnym stopniu mogła zapewnić im kryjówkę. Przez chwilę czuli się wolni i oboje zapomnieli o tym, że cały czas muszą uciekać. Hermiona wspominała wakacje z rodzicami, a Severus chwile, kiedy jeszcze nie był w wieku szkolnym i matka zabierała go na leśne spacery. Westchnął cicho, mając nadzieję, że dziewczyna nie zauważyła cienia smutku na jego twarzy. Bał się, że może go rozgryźć. Odrzucając na bok wspomnienia, uniósł różdżkę i rzucał dookoła zaklęcia ochronne. Przychodziło mu to z łatwością. Hermiona dołączyła do niego i już po chwili stworzyli niewidzialną powłokę ochronną. Wyjął z kieszeni malutkie, złote pudełeczko ze zdobieniami, dwa razy mniejsze od jego dłoni i otworzył je. Gryfonka ukradkiem zajrzała do środka, jednak zauważyła, że było ono puste. Lub przynajmniej tak jej się wydawało, bo Snape mógł włożyć do niego prawie całą rękę. Otworzyła usta ze zdumienia, bo przypomniało jej się co sama zrobiła ze swoją torebką, żeby pomieścić tam wiele rzeczy. Wyciągnął z niego ciemny materiał, który rósł z każdą chwilą, a po chwili wzbił się w powietrze. Po kilku sekundach opadł z powrotem na ziemię i uformował się w niewielki namiot. Snape zbliżył się do niego i skinął głową w stronę Hermiony, aby ta weszła jako pierwsza. W środku panowała całkowita ciemność. Czując wzajemne zakłopotanie, oboje w jednej chwili wyciągnęli różdżki z kieszeni i rozświetlili przestrzeń. W środku przestrzeń wydawała się powiększona o wiele więcej niż wygląda w rzeczywistości. Znajdowali się w malutkim korytarzu, który wprost prowadził do części sypialnej po prawej stronie, zaś po lewej znajdowało się wolne miejsce. Pod sufitem lewitowały srebrne lampiony z zamkniętymi w środku robaczkami świętojańskimi. Hermiona, całkowicie zapominając o świecie, z pasją przyglądała się stworzeniom, które przerażone jej wzrokiem starały się ukryć. Rozglądała się dookoła, jakby chciała zapamiętać każdy szczegół tego miejsca. W pewnym momencie przypomniała sobie o podobnym namiocie w jakim mieszkała w rodziną Weasley'ów podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu. Wtedy jeszcze mogła być spokojna o swoje życie. Kiedy spostrzegła, że została sama, postanowiła rozejrzeć się. Snape w tym czasie starał się jak najlepiej przygotować namiot na tymczasowy pobyt w nim. Praca pochłonęła go całkowicie, więc nawet nie usłyszał kiedy młoda dziewczyna stanęła za jego plecami.
— Więc jaka jest część planu na dzisiejszy dzień, panie profesorze? – spytała. Źrenice Snape'a rozszerzyły się, kiedy mężczyzna usłyszał niespodziewany dźwięk, jednak ten ani drgnął. Westchnął cicho, kiedy poczuł, że serce bije mu coraz mocniej. Przez lata szpiegowania nie potrafił się inaczej zachować. Strach był na każdym kroku i dobrze o tym wiedział. Jeden błąd, a przecież śmierć tuż za rogiem. Przez lata żył w niepewności. Nie wiedział czy dożyje następnego dnia, czy może obudzi się u stóp Czarnego Pana torturowany przez niego samego i jego zwolenników. Nic nie było pewne.
— Dowiesz się w swoim czasie – rzucił i wrócił do swojego zajęcia.
Minęło kilka godzin, zanim Snape uznał czynność za zakończoną. Odetchnął z ulgą, kiedy spojrzał na swoje dzieło. Dopiero wtedy przypomniał sobie o istnieniu Hermiony i lekko zakłopotany zaczął jej szukać. Znalazł ją dopiero po kilku minutach, skuloną i zmarzniętą. Siedziała na chłodnej ziemi opierając się o potężne, wiekowe drzewo. Patrzyła w dal i zastanawiała się co będzie dalej. Jak potoczy się życie jej i Snape'a. Zdziwiła się, bo pierwszy raz na poważnie martwiła się o tego człowieka. Wiedziała, że śmierć jest blisko, ale nie miała pewności w którym momencie ją zaskoczy.
— W środku jest o wiele cieplej – odezwał się Snape, nie wiedząc jak zacząć.
Dziewczyna drgnęła, słysząc niespodziewany dźwięk. Odwróciła głowę i zmęczonymi oczami spojrzała na profesora. Skinął głową w stronę namiotu i już po chwili zniknął w jego czeluściach. Hermiona odprowadziła go wzrokiem i po chwili zastanowienia powędrowała jego śladem. Kiedy znalazła się w środku, westchnęła z wrażenia. Wszystko wyglądało inaczej niż kilka godzin temu. Jasna, błękitna ściana oddzielała część kuchenną od części sypialnej. W malutkim przedsionku stał wieszak, a na nim dwa płaszcze, których wcześniej nie zauważyła. Być może nawet ich tam nie było. Nie zważając na swoje spostrzeżenie, powędrowała do małej, lecz funkcjonalnej, prowizorycznej kuchni. Już przy wejściu ujrzała siedzącego tam Snape'a, jednak dopiero teraz zobaczyła, że pochłonięty jest czytaniem gazety. Mugolskiej gazety! Hermiona prychnęła, widząc to, a kiedy Severus uniósł głowę i posłał jej wściekłe spojrzenie, szybko stłumiła śmiech i starając się to zrobić jak najciszej, usiadła naprzeciwko niego.
— Nie chcę przeszkadzać, panie profesorze – zaczęła cichym, ale pewnym tonem i ukradkiem obserwowała mężczyznę. — Ale muszę zadać panu kilka pytań.
— Granger – wbił wzrok w jej drobną twarz. Obnażył zęby, by po chwili przybrać najbardziej groźny wyraz twarzy jaki tylko mogła ujrzeć u niego przez całe siedem lat. — Mogłabyś mi nie przeszkadzać swoimi pytaniami?
— To bardzo ważne pytania.
— Doprawdy? Ważniejsze niż czytanie mugolskiej gazety? – Hermiona skinęła. — Więc musisz zaczekać.
Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. Stanął na wilgotnej ziemi i z irytacją stwierdził, że zaczyna padać. Uniósł oczy ku niebu i ponownie rzucił kilka zaklęć ochronnych, chociaż był więcej niż pewien, że wcześniej zrobił to przynajmniej siedem razy. Kiedy skończył, schował różdżkę do tylnej kieszeni i wrócił do namiotu, zaklęciem zamykając za sobą wejście. Hermiona spała z głową podpartą na stole. Usiadł naprzeciwko niej, a ta momentalnie wróciła do rzeczywistości i wręcz podskoczyła, kiedy po chwili ujrzała jego twarz.
— Więc jakie są twoje pytania?
Hermiona przetarła oczy, łudząc się, że to pomoże jej w racjonalnym myśleniu. Chciała zadać wiele pytań, ale wydawało jej się, że akurat teraz przechodzi chwilowe zaćmienie umysłu.
— Co zamierzamy robić?
Snape westchnął głęboko słysząc słowo "my" i powiedział pod nosem kilka niecenzuralnych słów.
— Zamierzam chronić Cię tak długo, jak to możliwe – odpowiedział po dłuższej chwili zastanowienia. Hermiona wybałuszyła oczy, nie spodziewając się takich słów ze strony Snape'a. Prędzej dałaby sobie rękę uciąć niż uwierzyć, że on kiedykolwiek powie coś takiego. — Nie pozwolę Ci umrzeć.
Dziewczyna wydała z siebie okrzyk zdumienia, co od razu zatuszowała udawanym kaszlnięciem. Snape zdawał się tego nie zauważyć lub, dokładniej, nie zwrócił na to uwagi. Hermiona jednak stwierdziła, że chyba się przesłyszała.
— Nie przesłyszałaś się – mruknął i dopiero wtedy dziewczyna przypomniała sobie o jego zdolności.
— To nie fair!
— Czyżby?
Osiągając szczyt zdenerwowania jego osobą, Hermiona rozważała opcję wdarcia się do jego umysłu. Uśmiechnęła się najbardziej złowieszczo jak tylko potrafiła, jednak nie mogła pobić mistrza. Snape, zauważając to, posłał jej wyzywające spojrzenie i już po chwili na jego ustach pojawił się tajemniczy, zapewne nie zwiastujący nic dobrego, uśmiech. Ponownie przemyślała swój pomysł i już prawie doszła do celu, kiedy poczuła jakby odbijała się od niewidzialnej ściany, chociaż tak naprawdę nie ruszyła się z miejsca.
— Nawet nie próbuj – warknął Snape.
Spojrzała otępiała przed siebie, nie wiedząc co tak naprawdę się stało. Wiele razy wdzierała się do umysłu Harry'ego, ale nigdy nie miała takiego uczucia. Nigdy nie czuła takiej chwilowej pustki, jakby została wypruta z emocji. Co on zrobił?
— Idź spać. Jesteś zmęczona – odpowiedział. Dobrze wiedziała, że Snape odczytał jej myśli i wie, że ona nic nie rozumie.